[1967, Dokumenty o Niemenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CZESŁAWA NIEMENA tajemnice
rozmawia Tomasz Wielski, magazyn Jazz, styczeń 1967
Naturalna u publiczności chęć czy nawet potrzeba przynajmniej częściowego poznania oblicza tzw. sławnych osobistości, jest na Zachodzie zaspokajana przez ogromny przemysł reklamowy i prasą rozmaitego autoramentu, U nas nazywa się to „szkodliwym społecznie kultem gwiazd", i całkiem słusznie, bo brukowa prasa i brukowa informacja dominują tam nad ciekawymi szkicami, reportażami i wywiadami z popularnymi ludźmi. Bardzo dobrze, że nasza prasa nie zajmuje się sondowaniem prywatnego życia aktorów i piosenkarzy, ale niesłusznie pozbawia się publiczność rzetelnej i potrzebnej informacji o „prywatnym" sposobie pracy, o „prywatnej" postawie życiowej i tym podobnych elementach składających się przecież na sukces danego aktora czy piosenkarza. Informacje takie, odpowiednio podane mogłyby w jakimś małym stopniu pełnić rolę wychowawczą, gdy tymczasem rolę destrukcyjną z powodzeniem pełnią niemądre, naiwne plotki. Sztampowe wywiady prasowe i telewizyjne niczego nie mogą naprawić.
Cały ten wstęp nasunął mi się już po pierwszym moim spotkaniu z Czesławem Niemenem, kiedy okazało się, że nie jest to taki pewny siebie i zmanierowany gwiazdor, jak go wszyscy zgodnie malują. Brak wyczerpujących informacji wytworzył wokół niego jakąś mgiełkę tajemniczości. Zapytałem Niemena o historię jego związku z piosenką, a to, co usłyszałem, podaję, niżej, z pominięciem najbardziej znanych faktów. Mówi Czesław Niemen:
,,— Jak zaczynałem śpiewać?
W gdańskim klubie Żak, w kabarecie „To-tu" śpiewałem w duecie, później w tercecie piosenki ludowe Ameryki Łacińskiej i dosyć szybko przejąłem nowy kierunek w tej muzyce — jazz-sambę, zwaną później bossa-novą. W 1952 r. znalazłem się wśród tzw. Złotej Dziesiątki I Festiwalu Młodych Talentów, może dzięki temu, że nie śpiewałem rock-and-rolla jak wszyscy moi konkurenci. Jeszcze przed festiwalem poznałem nagrania wokalistów jazzowych i rhythm and bluesowych. Zdałem sobie nagle sprawę z tego, że nie śpiewam i nie potrafię śpiewać nowocześnie. Repertuar południowo amerykański jest przecież dosyć ograniczony i jednostajny, a ja miałem wtedy zupełnie zmanierowany głos, nastawiony na belcanto, to znaczy czyste, niewinne i nawet ckliwe brzmienie. Jesienią 1962 r. skorzystałem z propozycji red. F. Walickiego i przystąpiłem do zespołu Niebiesko-Czarnych. Podczas koncertów, kiedy zespół odpoczywał za kulisami — wychodziłem na scenę i śpiewałem swoje bossa-novy akompaniując sobie na gitarze. Po prostu byłem takim przerywnikiem. Później śpiewałem z chórkiem Niebiesko-Czarnych jakieś twistowe przeboje. Nagrałem melodię z „Czarnego Orfeusza", chciałem ją oryginalnie zaśpiewać — nie najlepiej to wyszło. Po roku urzeczywistniłem dawne marzenia i skomponowałem pierwszą piosenkę „wiem, że nie wrócisz". Szczerze się zdziwiłem kiedy chwyciła podczas moich występów w sopockim Non-stopie w lecie 1963 r. Na płycie ukazała się prawie w rok później, nota bene śpiewana za szybko... Jeszcze przed wyjazdem do Olimpii w grudniu 1963 r., zacząłem tworzyć chórek dziewczęcy Błękitne Pończochy — Adriana Rusowicz była pierwszą kandydatką. Mam sentyment do wszelkich chórków akompaniujących, do ciekawych współbrzmień kilku głosów. To jeszcze pozostałość z okresu, kiedy śpiewałem w tercecie „egzotycznym". Błękitne Pończochy po raz ostatni wystąpiły ze mną na festiwalu sopockim 1965, potem rozpadły się. Pracując nad owym chórkiem, zaniedbywałem pracę nad sobą, a efektem tego była nieudana płyta z piosenką „Czas jak rzeka", nagrywana w pośpiechu, dzień przed wyjazdem do Szwecji w 1964 r. Niektóre z tamtych piosenek chciałbym opracować jeszcze raz... Od dawna marzyłem o własnym zespole muzycznym. Dobrałem czterech zdolnych muzyków. Są to: Tomasz Jaśkiewicz — g., Marian Zimiński — org., p., Marek Brodowski — g. bas. i Tomasz Butowtt — dr. Do tego składu dodam sekcję dętą — saksofony, trąbki, na razie tylko przy nagraniach. Bardzo pragnę weksponować fortepian. Chciałbym, aby zespół akompaniował jak najnowocześniej, zachowując jednak indywidualny styl gry i... sposób bycia na estradzie. Sprawy estradowe są dla mnie równie ważne jak muzyczne, sam jednak muszę się jeszcze dużo nauczyć w tej dziedzinie. Chciałbym w swojej muzyce zachować pewne słowiańskie elementy, przy nowoczesnej rhythm and bluesowej oprawie. Będę niekiedy sięgał do wzorów muzyki XVIII i XIX-wiecznej, może do nagrań użyję jakichś typowo polskich instrumentów. Uwielbiam kompozycje Burta Bacharacha — pozornie łatwe i lekko śpiewane proste melodyjki. Moje francuskie nagrania miały aranżacje „pod" Bacharacha. Wydaje mi się że najlepiej to się udało w piosence ,,Być może i ty". Szybko mi się nudzą własne kompozycje, jestem przede wszystkim wykonawcą, a komponować zacząłem z konieczności, ponieważ nie miałem co śpiewać."
Znamy już pierwsze nagrania Niemena z jego nowym zespołem Akwarele. Przygotowali się świetnie, pierwszych nagrań dokonali tuż przed wyjazdem Czesława z Niebiesko-Czarmymi do Jugosławii. Podkłady instrumentalne nagrano szybko i sprawnie. A Niemen? Po dziesięciu chyba próbach nagrania pięknej piosenki „Moja tajemnica", ciągle z siebie niezadowolony, oświadczył „...Mam nie-swój dzień..." Jak ze wszystkich dotychczasowych tak i z tych ostatnich pewnie nie jest zadowolony. W roku ubiegłym był na Węgrzech, w Jugosławii, dwa razy w Paryżu — dokonał świetnych nagrań dla wytwórni A-Z, występował w Olimpii. Jak sam ocenia rok 1966?
„...Sylwestra spędziłem samotnie w pociągu, uznałem to wtedy za przepowiednię licznych podróży w nadchodzącym roku. Niestety, sprawdziło się, cały rok podróżowałem, nie mając czasu do jakiejś koncentracji. Nie jestem zachwycony tym rokiem, jedynym ptymistycznym wydarzeniem było dla mnie stworzenie własnej grupy. Dlatego wierzę, że 1967 r. przyniesie mi więcej zadowolenia. Chciałbym wreszcie mieć czas do normalnej pracy".
Notował: TOMASZ WIELSKI