Ślizgońska dziwka, Fan-fick'i

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Oryginalny tytuł: Слизеринскаяшлюха

Autor: Iren Loxley

Tłumaczenie: Anula67
Pairing: przede wszystkim HP/DM
Kanoniczność: różnie z nią
Beta: Kaczalka
Link: 

Harry prawie nie słuchał Neville’a, który gadał coś o swoich wynikach z SUMów. Myślał o czymś innym. O niedawnej rozmowie z panem Weasleyem.Potter opowiedział mu o swoich podejrzeniach dotyczących młodego Malfoya, że ten białowłosy drań coś knuje. Nie bez powodu odwiedził sklep „Borgin i Burkes”i groził jednemu z jego właścicieli. Malfoy planuje coś złego, ale co? Harry rozważył masę wariantów, ale i tak nie był w stanie dojść do żadnego wniosku.Ta myśl nie dawała mu spokoju, zresztą podobnie jak i to, że młody Malfoy mógł,w czasie lata, przyjąć Czarny Znak i zostać Śmierciożercą. Czy to się jednak zdarzyło i w trakcie wakacji Malfoy zastąpił ojca w szeregach Czarnego Pana? Harry drgnął ze wstrętem na samą myśl o tym. Ale jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w czasie przymiarki u pani Malkin Ślizgon wściekł się, gdy krawcowa chciała podciągnąć rękaw na jego lewej ręce? Czyżby był takim idiotą, iż zdecydował się pójść w ślady swojego ojca-mordercy i zostać Śmierciożercą w wieku szesnastu lat?! Czy Czarny Pan ma taki deficyt swoich wyznawców, że zaczął już werbować w swoje szeregi nawet nastolatków?

Chłopak spojrzał na Lunę Lovegood, która siedziała w kącie przedziału, z założonymi na nos Widmowymi Okularami, i czytała „Żonglera” odwróconego do góry nogami. Uśmiechnął się nieznacznie. Miła dziewczyna, którą nazywali Pomyluną,była jedyną, która mu wierzyła. Nawet Hermiona czasami wahała się…

Znowu zaczął myśleć o Malfoyu. Harry bardzo wyraźnie wyobraził sobie ślizgońskiego gada. Wyniosła twarz, wiecznie skrzywione w pogardliwym uśmieszku wargi, długie, jasne rzęsy, zimne, szare oczy, w których widać było jedynie kpinę, i ta okropna maniera, z jaką mówił, lekko rozciągając słowa, jakby robił wielką przysługę, zniżając się do rozmowy z tobą. Czasami Harry miał taką chęć walnąć pięścią w tą nienawistną, arystokratyczną gębę, żeby raz na zawsze zetrzeć ten uśmieszek, zobaczyć krew na ustach, wbić z powrotem do gardła wszystkie obrzydliwe słowa, które ten palant mówił Hermionie i Ronowi…

 
Nagle drzwi przedziału otworzyły się i na progu stanęła sympatyczna dziewczyna z długimi, czarnymi włosami i ciemnymi oczami. Harry drgnął z zaskoczenia, nie mogąc od razu oderwać się od swoich krwiożerczych myśli.

-  Cześć,Harry, jestem Romilda. Romilda Vane – powiedziała głośno i pewnie. – Czemu nie dołączysz do naszego przedziału? Nie musisz siedzieć z nimi – dodała dramatycznym szeptem, wskazując tyłek Longbottoma, który wystawał spod siedzenia, gdyż Neville szukał Teodory, i na Lunę, która w Widmowych Okularach wyglądała jak obłąkana, wielokolorowa sowa.

 

- Oni są moimi przyjaciółmi -odparł chłodno Harry.

 

- Och – powiedziała dziewczyna,która wyglądała na bardzo zaskoczoną. – Och, w porządku. – I wycofała się, zasuwając za sobą drzwi.

Harry popatrzył za nią ze złością.

Jak one wszystkie mu się sprzykrzyły. Zalotne spojrzenia, pretensjonalne uśmiechy, mrugania, szepty za jego plecami. Oczywiście teraz, kiedy Ministerstwo oficjalnie uznało, że Voldemort powrócił, Harry Potter od razustał się najpopularniejszym chłopakiem, bohaterem, Wybrańcem, z którym wszyscy chcieli się przyjaźnić. Ale nie tak dawno ci sami ludzie gotowi byli napluć mu w twarzy i rzucić kamieniem w plecy, ogłaszając go kłamcą i wariatem, myślącym tylko o zdobyciu jak największej popularności. Harry mimo woli spojrzał na lewą rękę, na której zabliźnił się już napis „Niepowinienem kłamać”.

 
- Ludzie spodziewają się, że możesz mieć lepszych przyjaciół, niż my – odezwała się Luna, po raz kolejny objawiając swój talent do wprawiania innych w zakłopotanie.

 

- Jesteście w porządku – powiedział krótko Harry. – Nikt z nich nie był w Ministerstwie. Nie walczyli razem ze mną.

 

- To, co mówisz, jest bardzo miłe – odparła dziewczyna.

 

Poprawiła na nosie Widmowe Okulary i powróciła do czytania”Żonglera”.

Neville zaczerwienił się zmieszany i wymamrotał coś pod nosem. Harry uśmiechnął się do nich i odwrócił do okna, ale drzwi przedziału znowu się otworzyły i weszli Ron i Hermiona.

 
- Chciałbym, aby wózek z jedzeniem przyjechał jak najszybciej, bo umieram z głodu – powiedział Ron tęsknie, osuwając się na siedzenie obok Harry’ego i chwytając się za żołądek. – Cześć Neville, cześć Luna. Wiecie co? – dodał, odwracając się do Harry’ego. – Malfoy wcale nie przejmuje się obowiązkami prefekta. Po prostu siedzi w swoim przedziale z innymi Ślizgonami, widzieliśmy go po drodze.

 

Harry wyprostował się, zainteresowany słowami Rona. To nie było w stylu Malfoya, by zrezygnować z szansy demonstrowania swojej władzy prefekta, której z resztą chętnie nadużywał przez cały poprzedni rok.

 

- Co zrobił, kiedy cię zobaczył?

 

-To, co zawsze – powiedział Ron, pokazując nieuprzejmy gest ręką. – To nie w jego stylu, prawda? Więc… to znaczy… – wykonał gest ponownie. – Ale dlaczego nie jest na zewnątrz i nie znęca się nad pierwszorocznymi?

 

-Nie mam pojęcia – powiedział Harry, ale jego mózg pracował na przyspieszonych obrotach.

 

Czy to nie wyglądało, jakby Malfoy miał ważniejsze rzeczy na głowie, niż znęcanie się nad młodszymi uczniami?

 

-Może wolał Brygadę Inkwizycyjną – powiedziała Hermiona. – Pewnie bycie prefektem wydaje mu się przy tym banalne.

 

-Nie sądzę – odpowiedział Harry. – Myślę, że on jest…

 

Ale zanim miał okazję wyłożyć swoją teorię, drzwi przedziału otworzyły się ponownie i trzecioroczna dziewczyna weszła do środka, z trudem łapiąc oddech.

 

-Miałam dostarczyć to do Neville’a Longbottoma i Harry’ego Pottera – wyjąkała, a gdy jej oczy spotkały się z oczami Harry’ego, odwróciła się zarumieniona.

 

Trzymała dwie rolki pergaminu, związane fioletowymi wstążkami. Zdumieni, Harry iNeville, wzięli zwoje zaadresowane do każdego z nich i dziewczyna wypadła z przedziału na korytarz.

 

Harry poczuł, że też się czerwieni, a kiedy Ron to zobaczył, wydał z siebie rżący śmiech. Potter spojrzał na rudzielca z pode łba. Pergamin, który trzymał w ręku, okazał się zaproszenie na obiad od profesora Slughorna.Nie chciało mu się iść, ale nie miał wyjścia, przecież profesora zaprosił do Hogwartu sam Dumbledore, czyli musiał cenić tego człowieka i odmowa byłaby nietaktem. Harry’emu przyszła do głowy myśl, żeby, używając peleryny niewidki, najpierw zajrzeć do Ślizgonów. Jednak ten pomysł spalił na panewce. Korytarze były pełne uczniów,

czekających na wózek z jedzeniem, więc przedostanie się niezauważonym było niemożliwe.

 

Brnąc przez ten tłum, Harry czuł na sobie ciekawskie spojrzenia. Młodsi uczniowie nawet nie wstydzili się mówić do niego per ty i pokazywać go palcami. Wielu całkiem otwarcie patrzyło na jego bliznę. Dziewczyny zaczynały pretensjonalnie chichotać, co go równocześnie drażniło i krępowało. Harry czuł, że zaraz wyładuje na kimś swoją złość, i wtedy zobaczył Cho Chang. Kiedy dziewczyna zorientowała się, że nadchodzi, szybko wskoczyła do swojego przedziału.

 

Z Cho Harry próbował spotykać się w zeszłym roku szkolnym. W Dzień Świętego Walentego był z nią w kawiarni w Hogsmeade i nawet pocałował jeden raz. Jednak nic z tego nie wyszło, nie potrafili się porozumieć. Mimo że Cho podobała mu się i bardzo chciał, żeby między nimi doszło do czegoś więcej,niż pocałunek… Potem były te sny, z których Harry budził się z jękiem, rozpalonymi policzkami i mokrymi plamami na spodniach od piżamy. Kładąc się spać myślał o Cho i czuł tak silne pobudzenie, że ręka sama opuszczała się podgumkę spodni, ściskała wzbudzonego członka i rozpoczynała tak już znajome ruchy: do góry, na dół. Po nałożeniu zaklęcia wyciszającego, Harry jęczał w poduszkę, wyobrażając sobie, jak kocha się z Cho.

- Hej, Harry, z tobą wszystko w porządku? – Neville dotknął jego ramienia i Potter drgnął gwałtownie, wyrwany ze swoich erotycznych marzeń.

 

Westchnął głęboko, próbując się uspokoić.

- Idziemy, Neville – powiedział i szybko pomaszerował wzdłuż korytarza.

Kiedy dotarli do przedziału, w którym siedział profesor Slughorn, Harry z Nevillem zobaczyli, że nie tylko oni zostali zaproszeni. Usiedli naprzeciw siebie na ostatnich dwóch wolnych miejscach, które znajdowały się najbliżej drzwi. Harry zmierzył wzrokiem pozostałych gości. Rozpoznał Ślizgona ze swojego roku, wysokiego czarnego chłopaka z wystającymi kośćmi policzkowymi i podłużnymi, skośnymi oczami; było także dwóch chłopaków z siódmego roku, których Harry nie znał, oraz, wciśnięta w róg obok Slughorna, Ginny.

Potter jakoś dziwnie się zmieszał. Poczuł, że czerwieni się i, żeby jakoś ukryć swoją niezręczność i nerwowość, uśmiechnął się i machnął do niej ręką. Zadowolona Ginny zalotnie mrugnęła w odpowiedzi, czym zmieszała go jeszcze bardziej.

A potem zaczęło się to, czego Harry się spodziewał. Po tym, jak profesor Slughorn przedstawił ich sobie, zaczął z zainteresowaniem wypytywać o bogatych i słynnych krewnych zaproszonych studentów. Harry, żując bażanta, niezbyt uważnie słuchał profesora i przyglądał się siostrze Rona. Ginny w zeszłym roku szkolnym spotykała się z wieloma chłopakami i nawet o niej plotkowano… No,dużo mówiono, i dlatego Ron nieprawdopodobnie wściekał się i był gotowy przyłożyć każdemu, kto na ten temat otwierał usta. Dziewczyna była diabelnie urocza, pełna seksapilu, do tego wspaniale radziła sobie w Quidditchu i, gdyby nie była siostrą Rona, Harry chętnie spróbowałby ją poderwać. Wielu mówiło, że Ginny Weasley nie robi z siebie nietykalnej. A nawet odwrotnie, że jest dość chętna. Harry był pewien, że gdyby zaczął z nią kręcić, to na pewno nie skończyłoby się tylko na pocałunkach, tak, jak z Cho. Cały problem tkwił w tym, że Ginny to siostra Rona i gdyby, nie daj Boże, Ron dowiedział się, że on, Harry, jego najlepszy przyjaciel, przeleciał Ginny… Krótko mówiąc, nie byłoby wesoło. Jeszcze może reakcję Rona jakoś by przeżył, ale byłoby mu wstyd wstosunku do państwa Weasley, którzy na pewno by tego nie zaakceptowali.Wyszłoby na to, że jest niewdzięcznym draniem. Oni traktują go jak syna, a tak naprawdę przygarnęli oślizgłego węża, który myślał tylko o tym, żeby dostać siędo łóżka ich córki. Lepiej nawet nie myśleć o Ginny jako o dziewczynie, z którą mógłby się kochać, nieważne, jak jest apetyczna i co o niej mówią. Choć ona chyba nie miałaby nic przeciwko. Ginny wyraźnie nudziła się na tym obiedzie, dlatego znowu mrugnęła do Harry’ego, który właśnie starał się połknąć duży kawałek. Zakrztusił się, zakasłał i poczuł, że zaczyna się dusić.

- Anapneo – powiedział profesor Slughorn, kierując na Harry’ego różdżkę.

- Dziękuję, profesorze – odparł Potter ze złami w oczach, a Ginny zachichotałai pokazała mu język.

 
Zdecydował się przestać myśleć o Ginny i spróbował skoncentrować się na tym, co działo się w przedziale. Profesor zostawił już w spokoju siódmoklasistów i teraz zajmował się ładniutkim Ślizgonem, siedzącym naprzeciwko Harry’ego. Jego mama była piekielnie bogata, bajkowo piękna i miała pewne hobby – dobrze wyjśćza mąż i szybko owdowieć. Urocza pani Zabini zdążyła już pogrzebać siedmiu mężów. Wszyscy odchodzili z tego świata w bardzo dziwnych i tajemniczych okolicznościach.

Harry z zainteresowaniem zaczął przyglądać się Blaise’owi Zabiniemu. W zeszłym roku bardzo często widział tego chłopaka w towarzystwie Draco, przy czym Malfoy nie okazywał mu swej zwykłej wyniosłości, z którą odnosił się do większości otaczających go ludzi. Często pojawiali się razem. Obu można było spotkać w bibliotece, w Wielkiej Sali, siedzących obok siebie, cicho o czymś rozmawiających, z pochylonymi w swoją stronę głowami. Byli razem w Brygadzie Inkwizycyjnej. Czyżby Malfoyowi znudzili się lizusy-pochlebcy, którzy stale płaszczyli się przed nim, i ślizgoński gad wreszcie zdecydował się postawić naprawdziwego przyjaciela? Na to wyglądało. Są do siebie podobni, jak dwie krople wody, obaj z bogatych i potężnych rodzin, poważanych i znanych w magicznym społeczeństwie. Blaise Zabini, ze zblazowanym wyrazem twarzy, słuchał profesora, ignorując Pottera, jakby go tu w ogóle nie było, a Harry zupełnie bezwstydnie mu się przyglądał. Tak, jeśli wierzyć słowom Slughorna, to Blaise wdał się, pod względem urody, w swoją matkę-ślicznotkę. Ciemne oczy, długie, gęste rzęsy, których pozazdrościłaby mu każda dziewczyna, stylowa fryzura,bardzo zmysłowe, lekko obrzmiałe usta, jakby dopiero co ktoś je całował, nieduży pieprzyk na policzku, wyniosły wyraz twarzy i, prawie taka sama jak uMalfoya, maniera przeciągania słów przy mówieniu. Tak, widać, że tym dwóm łatwo było znaleźć wspólny język.

„Zabini, taki sam sukinsyn, jak i fretka” – podsumował wynik swoich rozmyślań.

 
- A teraz – powiedział Slughorn, podnosząc się ciężko i zachowując się jak konferansjer zapowiadający występ gwiazdy – Harry Potter! Od czego by tu zacząć? Czuję, że poznałem cię bardzo powierzchownie, kiedy się spotkaliśmy latem! – Przyglądał się Harry’emu bardzo uważnie przez chwilę, tak, jakby był on wyjątkowo wielkim i soczystym kawałkiem bażanta, aż wreszcie powiedział: – Wybraniec, tak cię teraz nazywają!

 

Harry nic nie odpowiedział. Belby, McLaggen i Zabini wpatrywali się w niego.

Slughorn zaczął mówić o tym, co napisali w „Proroku” o niedawnych wydarzeniach w Ministerstwie, o proroctwie, ale Harry nie reagował i uporczywie milczał.

 

- W każdym razie – powiedział Slughorn, odwracając się do Harry’ego – te wszystkie pogłoski tego lata. Oczywiście, nie każdy wie, czy wierzyć „Prorokowi”, czy nie, bo zdarzały mu się już różne wpadki i błędy, ale w tym przypadku wątpliwości są raczej niewielkie. Jest pewna liczba świadków, było niezłe zamieszanie w Ministerstwie, a ty byłeś tam, w środku całego bałaganu!

 

Harry, który nie widział innego wyjścia, niż zwykłe kłamstwo, milcząc skinął głową. Slughorn uśmiechnął się do niego.

 

-Skromny, bardzo skromny, nic dziwnego, że Dumbledore tak cię lubi.

 

Blaise Zabini uśmiechnął się złośliwie, czym wywołał uHarry’ego nagłe uczucie rozdrażnienia i silne życzenie opuszczenia tego idiotycznego wieczorku. Rozmowa o niczym trwała jeszcze długo. Profesor opowiadał historie o swoich byłych uczniach, którzy teraz są znani i poważani. Harry z Blaisem czasami rzucali w siebie nieprzyjaznymi spojrzeniami, a Ginny się nudziła.

 
Jednak wszystko zawsze ma swój koniec. Profesor Slughorn wreszcie zauważył, że słońce już zaczęło zachodzić, w przedziale zapaliły się lampy, a to oznaczało, że pociąg zaraz wjedzie na stację w Hogsmeade i studenci muszą przebrać się w szkolne szaty i zacząć zbierać swoje rzeczy.

Zabini odepchnął Harry’ego i pierwszy wyszedł na półciemny korytarz, rzuciwszy Gryfonowi pogardliwe spojrzenie. Potter miał już iść do swojego przedziału, razem Nevillem i Ginny. Nagle przyszedł mu jednak dogłowy pewien pomysł, nierozważny, ale mający szansę powodzenia. Za chwilę Zabini miał wrócić do przedziału szóstorocznych Ślizgonów, gdzie siedzi Malfoy, myśląc, że nikt go nie słyszy. Harry mógłby wejść za nim, niewidzialny i niesłyszalny, i może udałoby mu się czegoś dowiedzieć? Prawda, podróż dobiegała już końca, do stacji Hogsmeade zostało mniej niż pół godziny, sądząc po dzikim krajobrazie na zewnątrz pociągu, ale jak dotychczas nikt nie traktował podejrzeń Harry’ego poważnie, więc zależało mu na tym, aby je udowodnić.

 

- Zobaczymy się później -powiedział szybko Harry, wyciągając swoją pelerynę niewidkę i narzucając ją nasiebie.

 

- Ale co ty… – zaczął Neville.

 

- Później! – wyszeptał Harry, podążając za Zabinim tak cicho, jak tylko było to możliwe, chociaż pociąg hałasował tak, że było to niepotrzebne.

 

Korytarz były teraz prawie pusty. Każdy wrócił do swojego przedziału, aby się przebrać i spakować swoje rzeczy.Chociaż Harry starał się trzymać jak najbliżej Zabiniego, nie był wystarczającoszybki, aby wśliznąć się do przedziału, kiedy Zabini otworzył drzwi. Ślizgonpróbował właśnie je zasunąć, kiedy Harry szybko zablokował je stopą.

 

- Co jest z tymi drzwiami? -powiedział Zabini ze złością, kiedy po raz kolejny uderzył w stopę Harry’ego.Harry chwycił je i otworzył, a gdy Zabini, ciągle ściskając klamkę, przewrócił się na Goyle’a, Harry skorzystał z rozgardiaszu, który zapanował wokół i wskoczył do przedziału. Wszedł na puste siedzenie Zabiniego i wspiął się napółkę z bagażami. Na szczęście Goyle i Zabini zaklinowali się przy drzwiach, ściągając na siebie spojrzenia wszystkich, bo Harry był pewien, że jego stopy i kolana były odsłonięte, gdy peleryna załopotała nad nimi. W każdym razie, przez jedną straszną chwilę wydawało mu się, że widział oczy Malfoya wpatrujące się w jego trampek, kiedy ten znikał gdzieś w górze. Ale wtedy Goyle zatrzasnął drzwi i zrzucił z siebie Zabiniego.

 

Malfoy podniósł głowę z kolan Pansy, która pieszczotliwie przeczesywała palcami jego włosy, uniósł się i przysunął bliżej do Zabiniego, objął go i powoli pogładził ręką po policzku.

 
- Co tak długo, Blaise? Już zacząłem się nudzić – powiedział, lekko rozciągając słowa, a potem nachylił się i pocałował Zabiniego w usta.

Harry, który znieruchomiał na półce, prawie krzyknął z zaskoczenia, kiedy zobaczył tę scenę. Zabini lekko odchylił głowę, przymknął oczy i namiętnie odpowiadał na pocałunek Malfoya, który nie zwracając uwagi na Crabbe’a, Goyle’a i Parkinson, nadal żarłocznie całował Blaise’a, przyciskając go do siebie. Harry poczuł, że zaczyna brakować mu tlenu. Gardło jakoś ścisnęło się, oddech przychodził z trudem, a w kroczu poczuł dziwny ciężar. Malfoy nie śpiesząc się odsunął się od Zabiniego, powoli przeciągnął palcem po nabrzmiałych ustach bruneta, potem znowu pochylił się nad nim i polizał jego wargi. Zabinio dpowiedział mu tym samym. Harry zmrużył oczy i zagryzł usta, żeby przypadkowo nie wydać się jakimkolwiek dźwiękiem. Co tu się dzieje? Malfoy, kurwa jego mać, jest zboczeńcem. Zupełnie się nie krępuję, całuje się na oczach wszystkich i to jeszcze z chłopakiem, cholerny pedał. I jak oni to robią! To oblizywanie, te zmysłowe dotknięcia i namiętne obejmowanie się! Nie żałują sobie! Harry przerażony i zawstydzony poczuł, że jego dżinsy stały się nagle ciasne, a ręka przypadkowo ześlizgnęła się na krocze i zaczęła głaskać nabrzmiałego członka.

 

Zielonooki nawet nie potrafił sobie wyobrazić, że Malfoy jest do tego zdolny. Chociaż tak naprawdę, Harry nigdy nie myślał o Malfoyu w tym kontekście. Nie czuł nic, oprócz złości, rozdrażnienia, nienawiści i chęci obicia fretki po mordzie. Tylko ostatnio coraz bardziej chciał zdemaskować Malfoya i nie pozwolić mu wprowadzić w życie tego, co planował. Harry nigdy niezastanawiał się nad jego życiem osobistym. I właśnie teraz, chowając się na półce pod peleryną niewidką, zaczynał coś rozumieć.

 

Malfoy wcześniej leżał na kolanach Parkinson, która bardzo czule i troskliwie przeczesywała jego włosy, a to bardzo intymna pieszczota.Teraz zrozumiał, że Malfoy i Parkinson to nie tylko przyjaciele z dzieciństwa, ale na pewno również kochankowie. To jeszcze jest zrozumiałe, ale to, co Malfoy robił przed chwilą z Zabinim… Na oczach Parkinson, która, chociaż skrzywiła zniezadowoleniem usta, nie powiedziała ani słowa i milcząc obserwowała zmysłowo całujących się chłopaków. Czyżby to był łóżkowy trójkąt? Od tej jednej myśli Harry’emu znowu zaczęło się robić gorąco i z ust wyrwał się cichy jęk. Cholerni zboczeńcy, czym zajmują się w tych swoich podziemiach? Z jednej strony było mu jakoś wstrętnie i obrzydliwie. Przecież to jest nienaturalne, kiedy chłopak z chłopakiem. Harry nawet myśleć o czymś takim nie chciał. Czuł obrzydzenie, wstręt i pogardę, którą przejął od wuja Vernona, nieprzejednanego homofoba. Dursley niejednokrotnie wyrażał swoje oburzenie pod adresem homoseksualistów, kiedy w telewizji pojawiała się jakaś informacja na ten temat. Harry mimo woli przejął ten nieprzyjazny stosunek i sam uważał takich ludzi za brudnych zboczeńców. Ale kiedy zobaczył TO na własne oczy, z takiej bliskiej odległości, i fakt, że nikomu z nich to nie przeszkadzało…

„Ślizgońscy zboczeńcy,obciągacze” – pomyślał Harry, nie potrafiąc oderwać wzroku od Draco i Blaise’a, przyciskając rękę do krocza i gładząc przez spodnie swojego nabrzmiałego członka.

A Malfoy i Zabini, ignorując pozostałych, dalej się całowali. Pocałunek Malfoya był władczy i głęboki, jego język pieścił usta Zabiniego pewnie, mocno i namiętnie. Ręce oplotły talię ciemnowłosego pięknisia, wsunęły się pod koszulę, co spowodowało, że Blaise zaczął jęczeć, nie odrywając swoich ust od ust Draco. Harry, obserwując tę scenę, rozpiął rozporek i zaczął przesuwać dłonią po swoim członku, prawie nie uświadamiając sobie tego, co robi. Jego ruchy były szybkiei pewne, podniecenie rosło, oddech zaczął się urywać… Kiedy poczuł, że zbliża się orgazm, zacisnął usta ręką, żeby nie zdradzić się przypadkowym jękiem. Chwilę później w drugą rękę uderzył strumień spermy. Nakrył dłonią główkę członka, bojąc się, że płyn bryźnie na podłogę.

 
Malfoy odsunął się od Zabiniego, uśmiechnął się i powiedział:

 

- Później, Blaise… – I znowu położył się na kolana Parkinson, która od razu zaczęła czule pieścić jego platynowe kosmyki.

 

Zabini usiadł, zarzucił nogę na nogę i niedbałym gestem zapalił papierosa.

 

Harry patrzył na Ślizgonów rozmazując swoją spermę z dłoni po dżinsach. Członek wisiał w wycięciu rozporka, a on stopniowo uświadomił sobie, że zrobił sobie dobrze patrząc, jak Draco i Blaise się całują.

 

„Też jestem zboczeńcem” – pomyślał z przerażeniem. – „Szybko muszę znaleźć jakąś dziewczynę, inaczej będzie źle. Jest mi potrzebny normalny seks. Jeśli staje mi już tylko od patrzenia na Malfoya, to bardzo niedobry objaw.”

 

- Zatem, Zabini – powiedział Malfoy – czego Slughorn chciał od ciebie?

 

- Po prostu próbował zaprzyjaźnić się z wpływowymi ludźmi – odparł Zabini. – Zdaje się, że nie znalazł ich zbyt wielu.

 

Ta informacja nie zadowoliła Malfoya.

 

- Kogo jeszcze zaprosił? – dopytywał się.

 

- McLaggena z Gryffindoru… – zaczął Zabini.

 

- O tak, jego wujek jest ważny wMinisterstwie.

 

- …kogoś tam jeszcze o nazwisku Belby, z Ravenclawu…

 

- Tylko nie on! To dureń! – powiedziała Pansy.

 

- …Longbottoma, Pottera i tę dziewczynę od Weasleyów – dokończył Zabini.

 

Malfoy usiadł nagle, odtrącając dłoń Pansy.

 

- Zaprosił Longbottoma?

 

- Tak, też się zdziwiłem -powiedział Zabini obojętnie.

 

- Co w Longbottomie mogło zainteresować Slughorna?

 

Brunet wzruszył ramionami.

 

- Potter, ten wspaniały Potter, oczywiście, że profesor chciał popatrzeć na „Wybrańca” – szydził Malfoy – ale ta dziewczyna od Weasleyów! Co jest w niej takiego specjalnego?

 

- Wielu chłopaków ją lubi -powiedziała Pansy, obserwując z kąta reakcję Malfoya. – Nawet ty sądzisz, że jest atrakcyjna, prawda, Blaise? Wszyscy wiemy, jak bardzo ci się podoba!

 

Zabini skrzywił się i wypuścił w jej stronę strumień dymu.

 
- Pansy, dziecko, co ja słyszę? – uśmiechnął się Malfoy, leniwie głaszcząc dziewczynę po ręce. – Jesteś zazdrosna o Blaise’a? No co ty, słodziutka, nie bądź taką złą dziewczynką. Blaise jest zawsze z nami, po co mu ta ruda, gryfońska puszczalska? Prawdopodobnie całe lato pracowała na ulicy, w Krzywym Zaułku, żeby zarobić na nowe podręczniki.

 
Crabbe’a uśmiechnął się, a Goyle chrząknął, nie odrywając się od swoich komiksów.

 
- Współczuję Slughornowi gustu. Może się trochę starzeje. Wstyd, mój ojciec zawsze mówił, że on był swego czasu niezłym czarodziejem. Slughorn prawdopodobnie nie wiedział, że jestem w pociągu, lub…

 

- Nie spodziewałem się, że mnie zaprosi – powiedział Zabini. – Kiedy tam przyszedłem, pytał mnie o ojca Notta. Najwidoczniej byli kiedyś dobrymi przyjaciółmi, ale gdy usłyszał, że został złapany w Ministerstwie, nie wyglądał na szczęśliwego, a Nott nie został zaproszony, prawda? Nie sądzę, aby Slughorn interesował się Śmierciożercami.

 

Malfoy gwałtownie podniósł się z kolan Parkinson, nerwowo chwycił paczkę papierosów i zapalił.

- W każdym razie, kogo obchodzi to, kim on się interesuje? Kim on jest, kiedy przychodzi co do czego? Po prostu jakimś głupim nauczycielem. – Malfoy ziewnął ostentacyjnie. – To znaczy, może mnie nawet niebyć w Hogwarcie w przyszłym roku, więc jakie to ma znaczenie, czy jakiś stary grubas lubi mnie, czy nie?

 

- Co masz na myśli mówiąc, że może cię nie być w Hogwarcie w przyszłym roku? – zapytała Pansy z oburzeniem.

 

- Nigdy nic nie wiadomo – powiedział Malfoy z cieniem uśmiechu – Mogę zostać… oddelegowany… do ważniejszych i lepszych spraw.

 

Przyczajony na półce z bagażami Harry poczuł, że jego serce zaczyna bić szybciej. Co Ron i Hermiona powiedzieliby na coś takiego? Crabbe i Goyle gapili się na Malfoya. Widać było, że oni raczej nie mieli żadnych planów dotyczących poważniejszych spraw. Nawet Zabini pozwolił sobie na zaciekawione spojrzenie, które zniszczyło jego butną pozę. Pansy z głupią miną wróciła do powolnego głaskania włosów Malfoya.

 

- Masz na myśli…

 

Malfoy wzruszył ramionami.

 

- Matka chce, żebym skończył swoją edukację, ale osobiścienie uważam, że jest to ważne w dzisiejszych czasach. Pomyślcie o tym… Kiedy Czarny Pan zwycięży, czy będzie się przejmował, ile kto miał SUMów czy OWTMów? Pewnie, że nie… Liczy się tylko okazane mu posłuszeństwo i poświęcenie…

 

- I ty sądzisz, że jesteś w stanie zrobić coś dla niego? – zapytał zjadliwie Zabini. – Szesnastolatkowie raczej nie są jeszcze na tyle przygotowani, aby mu służyć.

 

- Zabini, myślę, że jestem godny, żeby przysłużyć się Czarnemu Panu. Wykonam polecenie, które mi dał i nasza rodzina zostanie wynagrodzona według zasług, a ojciec, kiedy wyjdzie z Azkabanu, stanie się prawą ręką naszego pana.

- Jakie ambitne plany, Malfoy – uśmiechnął się Zabini.

Draco spojrzał na niego ze złością. Crabbe i Goyle siedzieli z ustami otwartymi jak u gargulców. Pansy przyglądała się Malfoyowi, jakby jeszcze nigdy nie widziała kogoś, kto budziłby taki respekt.

 

- Pora zakładać szaty, dojeżdżamy do Hogsmeade – burknął Malfoy, a potem nagle pochylił się nad Zabinim, chwycił go za włosy i przyssał się do jego ust mocnym pocałunkiem.

- Mój nieufny przyjacielu – wyszeptał Draco, puszczając włosy chłopaka i gwałtownie się od niego odsuwając.

 

Z przygryzionej wargi Blaise’a płynęła krew. Szybko zlizał ją koniuszkiem języka i uśmiechnął się.

Harry, jak zaczarowany, patrzył na ten wężowy pocałunek dwóch Ślizgonów, dlatego nie zauważył Goyla sięgającego po swój bagaż. Kiedy go zdejmował, kufer uderzył Harry’ego mocno w głowę. Jęknął z bólu, a Malfoy spojrzał na półkę z bagażami, marszcząc brwi. Harry nie bał się Malfoya, ale nie uśmiechało mu się zostać zdemaskowanym przez grupę nieprzyjaznych Ślizgonów. Z załzawionymi oczami i pulsującą bólem głową wyciągnął swoją różdżkę, ostrożnie, aby nie zsunąć peleryny, i czekał, wstrzymując oddech. Ku jego uldze, Malfoy uznał, że się przesłyszał. Podobnie jak reszta przebrał się, zamknął kufer, a kiedy pociąg zwolnił, założył nową, grubą, podróżną szatę.

 

Harry widział, jak korytarze ponownie wypełniają się uczniami i miał nadzieję, że Ron i Hermiona wezmą jego rzeczy na peron. Musiał pozostać na swoim miejscu aż do chwili, kiedy wszystkie przedziały będą puste. W końcu, kiedy pociąg przechylił się i zatrzymał, Goyle otworzył drzwi i zaczął się przepychać przez tłum drugorocznych, roztrącając ich łokciami. Crabbe i Zabini ruszyli za nim.

 

- Wyjdź – powiedział Malfoy do Pansy, która czekała na niego z wyciągniętą ręką, jakby miała nadzieję, że będzie ją za nią trzymał. – Muszę coś sprawdzić.

 

Pansy wyszła. Teraz Harry i Draco zostali sami wprzedziale. Ludzie szybko wysiadali na ciemny peron. Malfoy podszedł do drzw...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl