§ Fisher Nancy - Kod Błękitny, Kuciapka123
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nancy Fisher
Kod Błękitny
(Code Blue)
Przekład: Violetta Dobosz
Dla Ann, Barbary, Carol, Jane, Joann, Joyce,
Leslie, Lenore, Roberty i Sheili
– przyjaciółek na zawsze
Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy...
Dylan Thomas
Prolog
Przytomność powracała stopniowo, jak podnosząca się powoli mgła. Był świadom chłodnego
podmuchu powietrza na twarzy. Czuł, że się porusza – kołysze się, unosi. Przekręcił głowę na bok
i nakazał oczom, by się otworzyły, lecz powieki okazały się zbyt ciężkie.
Doszły go ściszone głosy:
– Budzi się.
– Dopnij pas.
Poczuł ucisk w połowie tułowia. Co tu się działo? Otworzył oczy i zamrugał w półmroku.
Zdawało mu się, że to jakiś tunel. Jakie to dziwne, myślał półprzytomnie. Patrzył, jak czarne
ściany mijają go pędem, i poczuł lekkie mdłości.
– Gdzie ja jestem? – wymamrotał; zabrzmiało to jak jęk.
– Jeszcze tylko chwila – odpowiedział mu ktoś. – Jesteśmy prawie na miejscu.
Czyli gdzie? – zastanawiał się, lecz wargi odmówiły posłuszeństwa, by uformować słowa.
Kołysanie ustało i poczuł serię wstrząsów.
– Teraz ostrożnie – rzekł głos.
Jego ciało znów zaczęło się unosić, ale bardziej powoli. Usłyszał metaliczne pobrzękiwanie.
Jakieś dłonie poprawiły koc, którym był okryty. Czyje to dłonie? Co za koc? O co tu
chodziło?
– Będą go szukali – ktoś powiedział.
– Niech sobie szukają – odparł ktoś inny.
Przez zamknięte powieki poczuł zmianę światła, a powietrze na policzkach stało się mroźne.
Kogo będą szukać? – zastanawiał się w oszołomieniu, zanim uświadomił sobie, że mówią o nim.
Niepokój wstrząsnął jego ciałem i zmusił do podniesienia powiek.
– Dzień dobry, doktorze Harland.
Jego poszerzone źrenice rozwierały się jeszcze bardziej, gdy wzrok wędrował od jednej
dziwnie odzianej postaci do następnej.
– Co...?
– Niech się pan nie wysila i nic nie mówi. Już za późno.
Mężczyzna zmrużył oczy, rozpaczliwie usiłując skupić wzrok na twarzy, która pochylała się
nad nim, zarysowana na tle światła.
– Ty! – wykrzyknął cicho.
– Tak, ja. Obawiam się, że twoja kariera w Greenvale dobiegła końca, doktorze. Nie będziesz
już szkodził.
– Szkodził? – Mężczyzna zmarszczył czoło. – Nie wiem, o czym mówisz.
Czuł się zdezorientowany i było mu bardzo zimno.
– Och, myślę, że jednak wiesz.
Sylwetka odsunęła się na bok i mężczyzna odkrył, że wpatruje się w jasne, okrągłe światło.
Księżyc w pełni, zamajaczyło mu się.
– Żegnam, doktorze.
Żegnam? Poczuł ukłucie igły wbijającej się w jego ciało.
– Nie! – krzyknął. – Czekaj...
Mgła otuliła go znowu i nic już więcej nie wiedział.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]