§ Follett Ken - Wejść między lwy, Kuciapka123
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KEN FOLLETT
WEJŚĆ MIĘDZY LWY
Przełożył: Jacek Manicki
Tytuł oryginału:
Lie down with lions
Data wydania polskiego: 1991 r.
Data pierwszego wydania oryginalnego: 1986 r.
Istnieje kilka prawdziwych organizacji, które wysyłają do Afganistanu lekarzy
ochotników, ale Médicins pour la Liberté jest organizacją fikcyjną. Wszystkie miejsca
wymieniane w niniejszej książce są autentyczne, z wyjątkiem wiosek Banda i Darg, których w
rzeczywistości nie znajdzie się na mapie. Żadna z postaci, prócz Masuda, nie ma swoich
odpowiedników w rzeczywistości.
Choć starałem się jak najwierniej oddać tło opisywanych w tej książce wydarzeń, to
jednak stanowi ona tylko dzieło wyobraźni i nie należy jej traktować jako źródła rzetelnych
informacji o Afganistanie ani też o czymkolwiek innym.
CZĘŚĆ 1: 1981
ROZDZIAŁ 1
Mężczyźni planujący zabójstwo Ahmeta Yilmaza byli ludźmi poważnymi. Ci
wydaleni z kraju tureccy studenci mieszkający obecnie w Paryżu mieli już na swym koncie
morderstwo attaché ambasady tureckiej oraz wysadzenie w powietrze domu dyrektora
tureckich linii lotniczych Turkish Airlines. Yilmaza wybrali na swój następny cel dlatego, że
był bogatym sponsorem wojskowej dyktatury oraz dlatego, że mieszkał sobie wygodnie w
Paryżu.
Jego dom i biuro były dobrze strzeżone, a luksusowy mercedes opancerzony, ale
studenci wychodzili z założenia, że każdy człowiek ma swoją słabostkę i że jest to na ogół
seks. Jeśli chodzi o Yilmaza - nie mylili się. Kilka tygodni wyrywkowej inwigilacji pozwoliło
stwierdzić, że Yilmaz dwa do trzech razy w tygodniu wychodzi wieczorem z domu, wsiada do
renaulta kombi, którym jego służba jeździ po zakupy, i udaje się na spotkanie z piękną,
zakochaną w nim Turczynką, mieszkającą przy cichej uliczce w Piątej Dzielnicy.
Studenci postanowili podłożyć bombę w renaulcie w czasie, gdy Yilmaz będzie w
łóżku ze swoją kochanką.
Z materiałem wybuchowym nie będzie problemu: zdobędą go od Pepe Gozziego,
jednego z wielu synów korsykańskiego ojca chrzestnego Meme Gozziego. Pepe był
handlarzem broni i sprzedawał ją każdemu, ale preferował klientów kierujących się
pobudkami politycznymi, bo - jak rozbrajająco przyznawał - „idealiści lepiej płacą”. Pomagał
już tureckim studentom przy dwóch poprzednich zamachach, jakie przeprowadzili.
Plan podłożenia bomby miał jednak słaby punkt. Yilmaz odjeżdżał renaultem spod
domu dziewczyny sam - ale nie zawsze. Czasami zabierał ją na obiad. Często ona sama brała
wóz i wracała po półgodzinie obładowana pieczywem, owocami, serem i winem,
sprawunkami przeznaczonymi najwyraźniej na kameralną ucztę we dwoje. Zdarzało się też,
że Yilmaz zostawiał na parę dni wóz dziewczynie, sam zaś wracał do domu taksówką.
Studenci, jak wszyscy terroryści, byli romantykami i nie chcieli wystawiać na
niebezpieczeństwo życia pięknej kobiety, której jedyną, zasługującą jednak na wybaczenie
zbrodnią było to, że pokochała niegodnego siebie mężczyznę.
Przedyskutowali ten problem w sposób demokratyczny. Wszelkie decyzje
podejmowali przez głosowanie i nie uznawali żadnych przywódców; ale mimo wszystko
znajdował się wśród nich ktoś, kto z racji siły swej osobowości dominował nad grupą.
Nazywał się Rahmi Coskun i był przystojnym, porywczym młodzieńcem o bujnym wąsie i
natchnionych oczach człowieka, któremu pisana jest sława. To dzięki jego energii i
determinacji udało się, mimo licznych przeszkód i znacznego ryzyka, przeprowadzić dwie
poprzednie akcje. Rahmi poddał myśl skonsultowania się z ekspertem od bomb.
Z początku pomysł ten nikomu się nie spodobał. Komu można zaufać? - pytali. Rahmi
zaproponował Ellisa Thalera, Amerykanina, który podawał się za poetę, ale naprawdę
utrzymywał się z udzielania lekcji angielskiego, a obchodzenia z materiałami wybuchowymi
nauczył się jako poborowy w Wietnamie. Rahmi znał go chyba od roku: pracowali razem w
redakcji efemerycznej rewolucyjnej gazety zatytułowanej „Chaos” i wspólnie organizowali
wieczorki poetyckie, dochody z których zasilały fundusz na rzecz Organizacji Wyzwolenia
Palestyny. Amerykanin zdawał się rozumieć wściekłość Rahmiego wywołaną tym, czego
dopuszczano się wobec Turcji, i jego nienawiść do barbarzyńców, którzy brali w tym udział.
Kilku innych studentów również znało przelotnie Ellisa. Widziano go na paru demonstracjach
- przypuszczali więc, że jest absolwentem uczelni albo młodym profesorem. Wciąż jednak
mieli opory przed przyjęciem w swe szeregi nie-Turka; ale Rahmi nalegał i w końcu zgodzili
się.
Ellis natychmiast znalazł rozwiązanie ich problemu. Bombę należy wyposażyć w
sterowany radiem zapalnik, powiedział. Rahmi usadowi się albo w oknie naprzeciwko
mieszkania dziewczyny, albo w zaparkowanym na ulicy samochodzie, i będzie obserwował
renaulta. W ręku będzie trzymał mały nadajnik radiowy wielkości paczki papierosów - coś w
rodzaju urządzenia do automatycznego otwierania drzwi garażu bez wysiadania z samochodu.
Jeśli Yilmaz wsiądzie do wozu sam, tak jak najczęściej się zdarzało, Rahmi naciśnie przycisk
nadajnika i sygnał radiowy pobudzi zapalnik zegarowy bomby, która zostanie w ten sposób
uaktywniona i wybuchnie, gdy tylko Yilmaz uruchomi silnik. Gdyby jednak do samochodu
wsiadła dziewczyna, Rahmi przycisku nie naciśnie i ta będzie sobie mogła odjechać w błogiej
nieświadomości. Bomba jest absolutnie nieszkodliwa, dopóki się jej nie uaktywni.
- Bez naciśnięcia przycisku nie dochodzi do wybuchu - zakończył swój wywód Ellis.
Rahmiemu spodobał się ten pomysł i zapytał Ellisa, czy nie zechciałby współpracować
z Pepe Gozzim przy produkcji bomby.
Odpowiedział, że nie ma sprawy.
Potem w planie pojawiła się jeszcze jedna skaza.
Mam przyjaciela, powiedział Rahmi do Ellisa i Pepe, który chce się z wami spotkać.
Prawdę mówiąc, musicie się z nim zobaczyć, inaczej cała sprawa weźmie w łeb, gdyż to
właśnie ten przyjaciel daje nam pieniądze na materiały wybuchowe, na samochody, na
łapówki, na broń, no - na wszystko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]