§ Herman Richard - Sam przeciw wszystkim, Kuciapka123
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Richard Herman
Sam przeciw wszystkim
Wszystkim, którzy w latach 1954-1994 służyli w 32. Taktycznym Dywizjonie
Myśliwskim, zwanym „Wolfhounds”, w bazie New Amsterdam, w Holandii
Nie łącz się
z
wielkim tłumem, aby wyrządzić zło.
Księga Wyjścia
Prolog
11.45, czwartek, 4 marca San Francisco
Hostessa zapraszająca gości do kawiarni mieszczącej się na dachu centrum
handlowego San Francisco Shopping Emporium zobaczyła, że Hank Sutherland wysiada z
windy. Natychmiast zdecydowała, że wpuści go poza kolejką oczekujących. Chłopięca twarz
mężczyzny, niesforne ciemnoblond włosy i patrzące przyjaźnie piwne oczy zrobiły na niej
wrażenie. Dziewczyna zadziałała z bardzo prozaicznych pobudek, jednak jej decyzja miała
duże znaczenie.
Henry Michael Sutherland miał czterdzieści lat i metr siedemdziesiąt osiem wzrostu.
Niemal średni wiek, prawie przeciętny wzrost - nic szczególnego. Nie uważano go także za
przystojnego. A jednak bardzo pociągał kobiety, a w mężczyznach wzbudzał zaufanie. Garbił
się odrobinę, jak przystało na zastępcę prokuratora okręgowego. Zdążył już dorobić się
brzuszka, który ukrywał pod nieskazitelnie skrojonym garniturem.
- Jestem tu umówiony z reporterką - poinformował hostessę. - Z „Sacramento Union.
Nazywa się Marcy Bangor; krótko ostrzyżona brunetka. - Miał ochotę dodać: młoda, ładna i
seksowna, ale powstrzymał się.
- Powiem jej, że pan czeka - odpowiedziała dziewczyna, ciesząc się, że może okazać
się bardziej pomocna niż zwykle. Zaprowadziła przybysza w róg kawiarni. Sutherland ledwie
zdążył wygodnie się usadowić, kiedy nadeszła Marcy Bangor. Uśmiechnęła się sympatycznie,
wyjęła dyktafon i aparat fotograficzny.
- Jak postępuje sprawa? - zapytała.
Prawnik zastanowił się nad odpowiedzią. Wywiady zawsze groziły kłopotami.
- Jeszcze nigdy nie widziałem podobnej gorączki w sądzie apelacyjnym. Istne
szaleństwo - odparł.
- Dziewiąty Okręgowy Sąd Apelacyjny to miejsce przeznaczone do szaleństw -
skomentowała Marcy.
Sutherland tylko skinął głową. Trzykrotnie brał udział w toczących się w tym sądzie
procesach w charakterze obrońcy. Za każdym razem odniósł sukces.
- Był tam Jonathan Meredith - powiedział.
Obecność Jonathana Mereditha w jakimkolwiek miejscu zawsze oznaczała ciekawą
wiadomość do przekazania opinii publicznej. Marcy spytała więc z nagłym
zainteresowaniem:
- Czy coś mówił? Jak się zachowywał? Wiadomo, co tam robił? Hank wolał nie
ujawniać swoich podejrzeń. Pokręcił głową.
- Sędziowie obawiali się, co zrobi - przyznał. - Ławy dla publiczności były zatłoczone;
panował taki zgiełk, że aż zastanawiałem się, kto panuje nad przebiegiem tej sprawy. -
Tymczasem nadeszła ładna, młoda kelenerka, studentka pierwszego roku ze znajdującego się
po drugiej stronie zatoki Uniwersytetu Berkeley. Przyjęła zamówienie, zwracając się do
Sutherlanda „sir. Nagle poczuł się stary.
Prawnik relacjonował przebieg spędzonego w sądzie dnia. Dziennikarka bardziej
jednak interesowała się Meredithem. Wolałaby napisać coś o nim niż o procesie
odwoławczym w sprawie o rzekome podsłuchanie rozmowy prowadzonej przez telefon
komórkowy. Co prawda proces ten mógł ewentualnie doprowadzić do zmiany wyroku
skazującego czterech terrorystów za podłożenie bomby.
- Co pan sądzi o Meredisie? - zagadnęła Marcy.
- Proszę wyłączyć dyktafon - polecił Sutherland. Dziennikarka westchnęła i spełniła
żądanie. - To rosnący w siłę demagog - powiedział - który ma za sobą grupę fanatycznych
zwolenników.
- Ma pan na myśli jego Pierwszą Brygadę...
- Tak, a także Brygady Sąsiedzkie. Meredith już sobie wyobraża dzień swojego
zaprzysiężenia na prezydenta, kiedy to będzie maszerował Pennsylvania Avenue. - Hank
przerwał, bo kelnerka przyniosła zamówione potrawy.
To, co stało się teraz, będzie wracało przed oczy Sutherlanda do samego końca jego
życia, nieodmiennie wprawiając go w zdumienie. Wyglądało to, jakby młoda kelnerka nagle
oderwała się od ziemi i zaczęła lewitować, lecąc na wysokości kilkudziesięciu centymetrów
nad posadzką; taca frunęła obok niej. Hank miał w pierwszej chwili ochotę skomentować to
jakoś inteligentnie, albo chociaż powiedzieć Marcy, żeby zrobiła zdjęcie. Siedział jednak bez
ruchu, bo niezwykły widok odebrał mu mowę. Wydawało się, że upłynęło mnóstwo czasu,
zanim kelnerka uderzyła w ścianę.
Wtedy podmuch dopadł także Sutherlanda.
Usłyszał straszliwy łomot i coś przygwoździło go do ściany. Poczuł, jak plecy
wgniatają się w cegły, a stopy unoszą się ponad głowę. Ześlizgując się po murze w pozycji
siedzącej zobaczył, że dziennikarce zrywa minispódniczkę. Jednocześnie zdał sobie sprawę,
że wszystko dzieje się bardzo szybko, tylko on odbiera to jakby w zwolnionym tempie.
Spróbował odetchnąć głębiej, ale nie mógł.
Podmuch wycisnął z jego płuc powietrze i przez moment Sutherland znalazł się na
krawędzi paniki. Jednak z zaskakującym spokojem uderzył się pięścią w pierś i już po chwili
wciągnął W płuca otaczające go pył i sadzę. Odkaszlnął i ponownie nabrał powietrza.
Zobaczył, że Marcy odjeżdża od niego, jak gdyby siedziała na sankach; wyciągnął rękę i
złapał dziennikarkę, próbując przyciągnąć ją do
siebie, gdy
tymczasem podłoga usuwała im
się spod nóg. Potrząsnął głową i z powrotem rozjaśniło mu się przed oczami.
Marcy wydobyła z siebie nieartykułowany jęk. Hank rzucił na nią okiem, żeby
stwierdzić, czy nie została poważnie ranna. Wyglądało na to, że nic poważnego jej się nie
stało. Miała tylko parę zadrapań i rozcięć od rzuconych siłą eksplozji odłamków. Sam czuł w
ustach smak krwi, uznał jednak, że nic mu nie jest. Spojrzał w dół i zobaczył, że znajdują się
nad przepaścią, wisząc sześć pięter nad ziemią. Frontowa połowa budynku po prostu przestała
istnieć. Hank czuł, że podłoga drży, uginając się pod jego ciężarem. Podniósł pannę Bangor
niczym dzielny ratownik i niosąc ją cofnął się pod drugą ścianę. Dziewczyna ciągle ściskała
w rękach aparat; nie miała za to jednego buta.
Znaleźli się teraz nad półprzytomną kelnerką.
- Nic mi nie jest - odezwała się Marcy, postawił ją więc ostrożnie na ziemi. Z dołu
unosił się dym. Dziennikarka, pozbawiona buta i spódniczki, unio sła aparat i zrobiła zdjęcie.
W tym momencie Sutherland odzyskał w pełni przy tomność umysłu.
W centrum handlowym San Francisco Shopping Emporium podłożono bombę. On,
Marcy i kelnerka zostali uwięzieni na zapadającym się powoli fragmencie dachu. Prokurator
rozejrzał się. Umieszczona na dachu elegancka kawiarnia zamieniła się w straszliwe
pobojowisko, pełne poszarpanych, poskręcanych ciał. Wyglądało to jak fragment piekła; w
najgorszych koszmarach Sutherland nie widział czegoś podobnego. Wiedział, że on i dwie
kobiety przeżyli tylko dlatego, że hostessa posadziła go przy narożnym stoliku osłoniętym z
dwóch stron ściankami stanowiącymi attykę budynku.
- Musimy szybko się stąd wynieść! - rzucił. Kelnerka jęknęła. Hank na chylił się nad
mią. Miała rozcięty policzek i prawą rękę wykręconą w ramieniu pod nienaturalnym kątem.
Podmuch uderzył w nią całą siłą; miała szczęście, że żyje. Hank delikatnie pdstawił
dziewczynę na nogi, ale jęknęła rozdzierająco. - Przepraszam... - mruknął. Rozejrzał się. -
Gdzie są schody? - zapytał. Kelner ka pokazała kierunek lewą ręką, po czym zemdlała z bólu.
Marcy ściągnęła jej buty i włożyła je sama. Pierwsza ruszyła przez pobojowisko, stąpając
uważnie nad przeszkodami. Sutherland nie zwócił większej uwagi na niekształtną kulę na
swojej drodze, dopóki nie zdał sobie sprawy, że to ludzka głowa. Z trudem po wstrzymał
odruch wymiotny.
Marcy odnalazła klatkę schodową, zaprojektowaną tak, żeby przetrwać trzęsienie
ziemi. Dzięki temu jej konstrukcja była nietknięta. Dziennikarka otworzyła drzwi wiodące na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]