§ Pająk Henryk - Oni się nigdy nie poddali, Kuciapka123
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Henryk PajÄ…k
OI SIĘ IGDY
IE PODDALI
Musieli iść do ziemi z ich polskiej ziemi.
MORITURI TE SALUTANT, POLSKO!
Powojenną wojnę z polskim powstaniem narodowym, sowiecki okupant wygrał dzięki polskim donosicielom.
Gorzka to prawda. Dla wielu prawda nie do przyjęcia, efektowna lecz myląca hiperbola, mająca przenosić cięŜar
odpowiedzialności za zbrodnie, za mordy i egzekucje, za eksterminację dziesiątków tysięcy patriotów z UB,
NKWD, MO, ORMO na tychÅœe niewidzialnych, "mitycznych" donosicieli.
A jednak tak było. Upewniałem się w tym przekonaniu z kaŜdym rokiem mojej siedmioletniej (19901997)
kwerendy w archiwach, zwłaszcza w aktach procesowych Wojskowych Sądów Rejonowych, w rozmowach z setkami
byłych więźniów reŜimu. Wreszcie w analizie okoliczności aresztowań, obław, śmierci najwybitniejszych dowódców
podziemia Lubelszczyzny. Z czternastu omówionych tu sylwetek dowódców, tylko kilku poległo w wyniku innych
okoliczności. Dramat "Zaporowców" spowodował ubecki agent wprowadzony do władz lubelskiej organizacji WiN.
Za śmierć "Uskoka" jest odpowiedzialny jego były partyzant a potem agent UB. Za śmierć "Orlika" miejscowy
kowal donosiciel. Za śmierć "Strzały" meliniarz, który zdradził dwóch jego Ŝołnierzy. Śmierć "Ordona" to
następstwo donosu czyjego dokładnie nie wiadomo. "Jastrzębia" zgładził agent UB wprowadzony do oddziału.
Jego brat "śelazny" poległ w obławie będącej wynikiem zdrady w środowisku jego łączniczki. Tadeusz Szych i
Edward Kalicki, dwaj kolejni dowódcy jednej z grup, byli ofiarami meliniarzy. Tak zginął "Boruta" we Włodawskiem i
tak poległ "Burta" w Tomaszowskiem. I wreszcie "Laluś", najstarszy konspiracyjnym staŜem Ŝołnierz i partyzant II
Rzeczypospolitej, zginął w wyniku donosu. I tylko "Wiktor" oraz "Szary" polegli w walce, a zagładę grupy "Lwa"
spowodował jego Ŝołnierz, który po aresztowaniu nie wytrzymał tortur i zdradził miejsce kwaterowania grupy, ale
nie był to typowy donos.
Nasza wiedza o donosicielach tamtych czasów jest szczątkowa. Ogromna większość sprawców tysięcy tragedii ludzi
podziemia, bezpiecznie ukrywa siÄ™ w archiwach UBSBUOP.
Dla dzisiejszych właścicieli PRLbis naturalnych
ideowych kontynuatorów terroru PRL z jej pierwszego ludobójczego dziesięciolecia półwieczny
dystans to wciąŜ za mało, aby czytelnicy ksiąŜek i podręczników dowiedzieli się, kto zdradził "Grota"
Roweckiego, "Nila", wszystkich najwybitniejszych komendantów i dowódców struktur AK, NSZ, WiN,
ich komend wojewódzkich i centralnych
; za krótko, aby tysiące rodzin straconych synów i wnuków
skazanych na wieloletnie więzienia, poległych w obławach, dowiedziały się nazwisk sprawców tych tragedii. Na
Ŝądania "lustracji" donosicieli choćby tylko z pierwszego, najbardziej juŜ odległego dziesięciolecia PRL, mają wiele
kontrargumentów.
Straszą "polskich piekłem", otwarciem "puszki Pandory", ubeckim preparowaniem dokumentów. A juŜ najlepiej, to
oddzielić to wszystko maksymalnie grubą kreską i odtąd
"kochajmy siÄ™"
, czyli ofiary i kaci niech zasiadajÄ… w tych
samych "kombatanckich" organizacjach, wspólnie wspominają tamte nieszczęsne czasy, wspólnie wypinają pierś do
odznaczeń, uprawnień...
Jeden z bohaterów moich ksiąŜek, skazany niegdyś na trzykrotną karę śmierci, westchnął w rozmowie ze mną:
Tak naprawdę, to prawdziwi niezłomni, pozostający poza wszelkimi podejrzeniami to ci, którzy od pół wieku
spoczywajÄ… pod darniÄ…!
A pan? zapytałem. Czy mam rozumieć, Ŝe pan się do nich nie chce zaliczyć, mimo statusu kaesiaka i ośmiu lat
Wronek?
Mnie ujęli Ŝywcem. Rzucili się na mnie w ciemnościach nocy i stodoły. Potem, w więzieniu, mogłem juŜ tylko
popełnić samobójstwo! To był jedyny dostępny mi wybór.
System i skala naboru konfidentów, to niedościgniona specjalność bolszewizmu, wiernie przeniesiona na grunt
zniewolonej Polski. PrzewaŜały metody przymusu, wykorzystywania mniejszych lub większych uprzednich
przewinień obywatela metodą przetargu: albo idziesz do więzienia, albo współpraca. Konfidentów spontanicznych,
bezinteresownych, "ideowych", było najmniej. Ponadto zróŜnicowana była skala aktywności a tym samym
"wydajności" donosicieli od biernych statystów na listach, po nadgorliwych, po "stachanowców". Wszyscy oni, w
skali kraju i całego półwiecza, stanowili armię około 1,5 min. łudzi! Prawie drugie tyle osób tkwiło etatowo w tzw.
słuŜbach specjalnych. W normalnym kraju tzw. słuŜby specjalne dzielą się na wywiad i kontrwywiad. Policja
polityczna, to zupełnie inna struktura. Tymczasem w patologii komunistycznej, policja polityczna była polipem
obejmującym wszystkie dziedziny Ŝycia państwa, administracji, nauki, kultury, fabryk, związków, partii, organizacji.
Polskie słuŜby specjalne w normalnym znaczeniu tego pojęcia, czyli klasyczny wywiad i kontrwywiad
nie istniały. Były to bowiem bezwolne agendy wywiadu i kontrwywiadu sowieckiego oraz sowieckiej
policji politycznej.
Wywiad i kontrwywiad "polski" miał swoje duplikaty w strukturach wojskowych i cywilnych,
permanentnie ze sobą rywalizujących na gruncie sukcesów i poraŜek. Obok wywiadu wojskowego istniała teŜ
wojskowa policja polityczna
Informacja Wojskowa, która była niczym innym jak Bezpieką w wojsku i
przemyśle zbrojeniowym.
W tej patologicznej pajęczynie niepodzielnie brylowała policja polityczna: UB i potem SB. To setki tysięcy zbirów o
proweniencji albo kryminalnej albo nihilistycznej w zakresie postaw, zachowań; zgraja dobierana według zasady
selekcji negatywnej: im podlejszy, bardziej bezwzględny, nikczemny, cyniczny, tym lepszy. Cała ta
dwu
pokoleniowa bandomafia
liczyła setki tysięcy kanalii dziś doŜywających swoich dni na emeryturach i rentach
"kombatanckich", przewyŜszających trzykrotnie przeciętne emerytury i renty tych, których inwigilowali i
terroryzowali przez całe dziesięciolecia, w imię "bezpieczeństwa" kraju i "dobra" jego obywateli.
Ich zbrodniczy "dorobek operacyjny", ilustrują w tej ksiąŜce dokumenty UB SB dotyczące poszukiwań Józefa
Franczaka ps. "Laluś", a w skali kraju i dziesięcioleci, setki tysięcy podobnych "rozpracowań". Nakładają się one na
zbrodniczy, przestępczy dorobek w zakresie oplatania 30 milionowego narodu gigantyczną, nieprzeniknioną,
wszędobylską, wszechwiedzącą siecią konfidentów, donosicieli, szpicli, informatorów świadomych ale i
nieświadomych swej roli.
Z tego gigantycznego bagna, z piekła zniewolonych dusz i charakterów, brały się rozstrzygające
sukcesy systemu terroru w fizycznym zwalczaniu oporu narodu
, tak zbrojnego z pierwszego dziesięciolecia,
jak teŜ biernego z dziesięcioleci następnych oporu w zakresie postaw, wewnętrznej "emigracji", cichego
odrzucenia poprzez wycofanie się w prywatność.
Bohaterowie tej ksiąŜki kilkunastu znanych dowódców zbrojnego podziemia z terenów Lubelszczyzny; setki
wiernych im do końca Ŝołnierzy partyzantów, to współcześni gladiatorzy polskiej sprawy.
"Morituri te salutant, Polsko"!
Szli do podziemia, a z niego do ziemi, z pełną świadomością czekającej ich
zagłady fizycznej. A potem zagłady moralnej, bo ich bezimienne groby pokryła nie tylko ziemia, lecz równieŜ błoto
oszczerstw, kłamstw, pomówień, szyderstw, przez dziesięciolecia zastygłe w magmę
milczenia
. Zostali zabici nie
tylko fizycznie. Dokonano na nich zagłady najgorszej z moŜliwych. Mieli zostać na zawsze bandytami, przestępcami
politycznymi. To w publikacjach, podręcznikach, w powieściach. Bo na codzień obowiązywało totalne o nich
milczenie
.
Dziś wiem o nich przynajmniej tyle, Ŝe ani śmierć, ani ból, ani tortury, ani dziesiątki lat prześladowań
nie bolÄ…
ich tak bardzo, jak dzisiejsze o nich milczenie
. Jak zapomnienie, ich druga śmierć cywilna. Zapomnienie
dzisiejsze. Nasze, wspólne. Dobrowolne. JuŜ nie nakazane.
Zapomnienie tych dziesiątków tysięcy poległych, zakatowanych, rozstrzelanych, zapomnienie setek
tysięcy więzionych, zniszczonych fizycznie, duchowo, intelektualnie, zawodowo.
Przez siedem lat samotnie, kilofem pióra rozbijałem tę skamielinę milczenia wokół i nad najlepszymi,
najwaŜniejszym, najwytrwalszymi i tym samym najbardziej tragicznymi. W pośpiechu, pośród pomyłek
merytorycznych, mizerii finansowej i edytorskiej amatorszczyzny, montowałem kolejne ksiąŜki i wydawałem je
własnym sumptem pod firmą "Retro", składającą się tylko i wyłącznie ze mnie, mojej Ŝony i... pieczątki.
Kanalie
wszelkiej maści, wszelkich tajniackoubeckoesbeckich rodowodów i "zasług", kontratakowały z furią,
bezpośrednio lub skrycie, konsekwentnie, latami.
PogróŜki, oszczerstwa publiczne i krecie, dyskredytowanie
moich intencji, moich kompetencji (polonista a nie historyk), moich relantów oraz z konieczności niepełnych i
niepewnych źródeł; wymysły o moich rzekomych koneksjach w archiwach tajnych i nietajnych stanowiły
codzienność mojej pracy i egzystencji jako autora i wydawcy.
Ale wkraczając w styczniu 1990 roku w tę tematykę wiedziałem, Ŝe nie wchodzę do dziecięcej piaskownicy.
Wiedziałem, źe wdepnąłem w kłębowisko Ŝmij
.
"
Oni siÄ™ nigdy nie poddali
" to zwieńczenie i zakończenie mojej siedmioletniej wędrówki po dantejskim piekle
pierwszego dziesięciolecia PRL. Tą ksiąŜką o charakterze regionalnej monografii, rozstaję się na zawsze z moimi
martwymi oraz z jeszcze Ŝywymi bohaterami. Dziękuję im i przepraszam ich. Za moje merytoryczne pomyłki, za
nieścisłości. Za nie zawsze do końca lub nie zawsze starannie rozpoznane sprawy, fakty, ludzi. Za ewentualne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]