§ W cieniu sekwoi 03 - Tęcza nad doliną - Carr Robyn, Kuciapka123

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carr Robyn
TĘCZA NAD DOLINĄ
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Mike Valenzuela wstał przed świtem, żeby zapakować potrzebne na wyjazd rzeczy do dżipa.
Czekała go długa droga do Los Angeles i chciał wyruszyć możliwie wcześnie. W zależności od
ruchu na autostradzie taką trasę pokonywało się w osiem do dziesięciu godzin. Zamknął swojego
RV, wielki, wygodny samochód z pokojem dziennym, kuchnią, łazienką i sypialnią, który służył
mu za mieszkanie od chwili, gdy zdecydował się nie nadużywać dłużej gościny Mel i Jacka.
Postawił go na podwórzu za barem. Jack i Proboszcz przypilnują jego domu na kółkach, kiedy
wyjedzie, chociaż Mike nie musiał się bać o wóz. To był jeden z powodów, dla których
6
TĘCZA NAD DOLINĄ
zdecydował się zamieszkać w Virgin River. Mała osada, przyjaźni ludzie, spokój, lasy, góry...
Tutaj mógł wreszcie odetchnąć.
Zanim zamieszkał w Virgin River na stałe, często przyjeżdżał tu na ryby i polowania. Raz, dwa
razy do roku dawni przyjaciele z marines spotykali się u Jacka, podtrzymywali łączące ich więzy.
Pracował w policji w Los Angeles w wydziale do walki z gangami ulicznymi. Musiał odejść ze
służby, kiedy dostał trzy kulki od jakiegoś wyrostka, który chciał się w ten sposób wkupić w łaski
kolegów. Po wyjściu ze szpitala długo walczył z własnym ciałem, żeby odzyskać nad nim władzę.
Proboszcz dbał o jego posiłki, a gotował świetnie, zaś Mel, żona Jacka, pilnowała fizjoterapii. Po
sześciu miesiącach rehabilitacji Mike niemal całkowicie odzyskał dawną kondycję.
Od czasu przeprowadzki do Virgin River odwiedził rodzinę tylko raz. Tym razem jechał na cały
tydzień, to znaczy dwa dni jazdy i pięć dni w Los Angeles z tą gromadą szalonych Meksykanów.
Znał dobrze swoją rodzinę i wiedział, że czekało go pięć dni nieprzerwanego świętowania. Matka
i siostry nie będą wychodzić z kuchni, przygotowując kolejne specjały, bracia zapełnią lodówki
cervezą, oczywiście zjawią się też przyjaciele i kumple z wydziału. Będzie świetnie. Radosna
wizyta w domu po długim powracaniu do zdrowia.
Przejechał mniej więcej trzysta kilometrów, kiedy odezwał się telefon komórkowy.
ROBYN CARR
- Słucham?
- Chciałem cię prosić o przysługę - odezwał się Jack bez żadnych wstępów. Sądząc po głosie, był
jeszcze zaspany. Najwyraźniej zapomniał, że przyjaciel wybiera się do Los Angeles.
Mike spojrzał na zegarek, była ledwie siódma.
- Jasne, tyle że dojeżdżam właśnie do Santa Rosa. Trudno mi będzie zawrócić i skoczyć do
Gabendlle po lód do baru, ale...
- Chodzi o Brie - wpadł mu w słowo. Brie była najmłodszą siostrą Jacka, najukochańszą, prawdzi-
wym oczkiem w głowie. - Jest w szpitalu.
Samochód zatańczył niebezpiecznie.
- Zaczekaj. - Mike zjechał na pobocze i zatrzymał się. - Mów teraz.
- Została napadnięta w nocy. Pobita i zgwałcona.
- Nie! Co takiego?!
- Ojciec dzwonił przed chwilą. Jedziemy zaraz do Sacramento. Potrzebuję kogoś, kto zna się na
procedurach policyjnych i kryminologii. Kogoś, kto będzie czuwał nad wszystkim. Dotąd nie mają
tego faceta. Będzie dochodzenie.
- Jak ona się czuje?
- Ojciec niewiele mógł się dowiedzieć. Przenieśli ją w każdym razie z intensywnej terapii na
zwykły oddział. Dostała silne środki uspokajające, jest półprzytomna. Chciałem cię prosić, żebyś
nie wyłączał komórki, w razie gdybym miał jakieś pytania... I zapisz kilka telefonów.
8
TĘCZA NAD DOLINĄ
- Jasne. Już notuję.
Jack podał numer telefonu do szpitala, do ojca i na komórkę Mel, która z braku zasięgu w Virgin
była zwykle nieużyteczna.
- Czy Brie zna tego faceta? Podała jego nazwisko?
- Wiem tylko tyle, ile ci powiedziałem. Z drogi zadzwonię do ojca, może ma jakieś nowe informa-
cje. Muszę kończyć, zaraz wyjeżdżamy.
- Będę miał cały czas komórkę przy sobie. Zadzwonię do szpitala, zobaczymy, co mi powiedzą.
Dzięki. - Jack rozłączył się.
Mike siedział
za kierownicą i wpatrywał się bezradnie w aparat
.
Boże, dlaczego Brie? Dlaczego
właśnie ona?
Kilka miesięcy wcześniej przyjechała do Virgin River zobaczyć swojego maleńkiego bratanka.
Spędzili wtedy trochę czasu razem, poznali się nieco. Zabrał ją na piknik. Wybrał miejsce, gdzie
rzeka jest płytka, żeby nie przeszkadzali im wędkarze. Zjedli lunch na skałkach, które były
świadkiem wielu schadzek. Także jego. Trzymał tamtego dnia Brie długo za rękę, a ona nie
oponowała. Właśnie wtedy zdał sobie sprawę, że jest nią zaintrygowany. Miał trzydzieści siedem
lat, a zadurzył się jak szesnastolatek.
Pierwszy raz spotkał ją kilka lat wcześniej. Jack przyjechał do domu na przepustkę tuż przed
wyjazdem na ostatnią misję, do Iraku, i Mike skorzystał
ROBYN CARR
9
z okazji, by odwiedzić przyjaciela. Wkrótce potem sam został zmobilizowany i znowu trafił do
plutonu dowodzonego przez Jacka. Brie była świeżo po ślubie. Wyszła za mąż za gliniarza,
miłego, jak się /dawało, faceta. Drobna, niewysoka, o długich, brązowych włosach, wyglądała jak
dziewczynecz-ka, ale nie była dziewczyneczką, tylko twardą panią prokurator, która potrafiła
domagać się, z dobrym skutkiem, kar dożywocia dla zatwardziałych kryminalistów i miała opinię
jednego z najsurowszych oskarżycieli w Sacramento. Na Mike'u od pierwszej chwili zrobiła
wrażenie jej inteligencja i siła charakteru, nie mówiąc już o urodzie. Kochał kobiety i jakoś nigdy
nie zrażał go fakt, że miewają mężów, ale Brie niedawno wyszła za mąż i była zakochana, nie
istnieli dla niej inni faceci.
Kiedy zobaczyli się po raz drugi, w Virgin River, była już po rozwodzie. Mąż zostawił ją dla jej
najlepszej przyjaciółki, a teraz z trudem dochodziła do siebie. Osamotniona, zbolała, oszukana
przez życie, poniżona przez mężczyznę, którego kochała, i przez najlepszą przyjaciółkę, której
bezgranicznie ufała. Mike miał ochotę porwać ją w ramiona i pocieszać. Sam też cierpiał, ale Brie,
rozbita po rozwodzie, nieufna, w jakimś sensie odgrodzona od świata, nie zamierzała się
angażować, a już z pewnością nie był jej potrzebny podrywacz z bujną przeszłością. W dodatku
Jack miał zupełnego fioła na punkcie małej siostrzyczki. Tak po prawdzie, w swojej nad-
10
TĘCZA NAD DOLINĄ
opiekuńczości stawał się wręcz śmieszny. A i Mike nie był już dawnym Mikiem, gorącym i
beztroskim latynoskim kochankiem. W pewnych sprawach ciało przestało go słuchać.
Po raz ostatni widział Brie kilka tygodni wcześniej, gdy przyjechała z resztą rodziny na uroczyste
rozpoczęcie budowy domu, który Jack stawiał dla Mel. Wtedy to, obok wzniesionej już
drewnianej ramy przyszłej siedziby Sheridanów, wzięli ślub Proboszcz i Paige. Mike, który
jeszcze pół roku wcześniej nie mógł się ruszać, tańcował z Brie na weselu. Śmiał się, żartował,
przytulał ją, gdy tempo tańca na to pozwalało, a wszystko pod bacznym spojrzeniem Jacka.
- Twój brat robi groźne miny - szepnął w pewnym momencie, a Brie zaniosła się śmiechem. -
Wiesz, że bywa straszny, kiedy wpadnie w złość.
W odpowiedzi przytuliła się mocniej do Mike'a.
- Ja nie muszę się go bać.
- Masz diabła za skórą. - Ryzykując życie, pocałował ją w szyję.
- Wariat z ciebie. - Brie odchyliła lekko głowę, nie mając nic przeciwko całowaniu.
Kiedyś znalazłby natychmiast jakieś ustronne miejsce i przeszedł do sedna, ale postrzał przesądził
sprawę. Nawet gdyby udało mu się odciągnąć gdzieś Brie, o przechodzeniu do sedna nie mogło
być mowy.
- Chcesz, żebym znowu zarobił kulkę? - zapytał tylko.
ROBYN CARR
1 1
E tam. Wątpię, żeby Jack chwycił za strzelbę, .ile dawno tak dobrze się nie bawiłam na żadnym
weselu.
Uściskał ją potem serdecznie na pożegnanie i było to coś więcej niż zwykły przyjacielski gest. Za-
pewne Brie traktowała to tylko jako lekki flirt, on jednak widział w tym coś więcej. Gdyby mógł
ofiarować jej miłość, kobiety, z którymi był w przeszłości, przestałyby istnieć. Miłości ofiarować
nie mógł, co nie oznaczało, że nie myślał o Brie, nie pragnął jej.
A teraz leżała poturbowana i półprzytomna w szpitalu. Serce mu się krajało. Obejrzał się i wjechał
z powrotem na szosę, szukając najbliższego zjazdu na Sacramento.
Kiedy kilka godzin później dotarł do szpitala, zadzwonił na komórkę Sama, ojca Jacka, i zostawił
wiadomość, że przyjechał. Poprosił, by ktoś do niego się odezwał. Pani prokurator, ofiara
brutalnej napaści, na pewno miała ochronę, była traktowana inaczej niż zwykli pacjenci.
Po chwili na dziedzińcu szpitalnym pojawił się Sam Sheridan.
- Mike, dobrze, że przyjechałeś. Wesprzesz Jacka.
- Jechałem do Los Angeles, ale gdy tylko się dowiedziałem, skręciłem do Sacramento. Jeśli będę
mógł w czymś pomóc...
- Nie wiem, w czym mógłbyś nam pomóc,
12
TĘCZA NAD DOLINĄ
niestety. Brie fizycznie wkrótce dojdzie do siebie, ale ta cała reszta... Nie wyobrażam sobie, co
musi przeżywać kobieta po czymś takim.
- Powiedz, co wiecie. Czy Brie rozpoznała napastnika?
Tak. Pamiętasz tę okropną sprawę, którą prowadziła, kiedy urodził się syn Jacka? Oskarżała
seryjnego gwałciciela. To on. Zidentyfikowała go. Mike zatrzymał się.
- Jest pewna, że to ten człowiek? - Straceńcze posunięcie jak na kogoś, kogo wypuszczono właśnie
zza kratek. Brie nie uzyskała wyroku, facet został uniewinniony i wyszedł z aresztu. Bardzo
przeżyła tę porażkę. Dziwne, że ją napadł, bo zwykle tacy ludzie dbają o swoje bezpieczeństwo i
jak ognia unikają zbędnego ryzyka. Atakują tylko bezbronne ofiary, w razie czego łatwe do
zastraszenia, co zresztą, jak przypuszczała Brie, ten drań uczynił, by wywinąć się karze. Lecz
napaść na panią prokurator, która do tego doskonale go znała... To jakaś szaleńcza gra. Mike aż się
wzdrygnął. Był przez lata policjantem i doskonale wiedział, co ten łajdak powinien był zrobić dla
własnego bezpieczeństwa. Zabić Brie. A jednak nie zabił. Dlatego ta gra była szalona. I dzięki
temu szaleństwu Brie żyła...
- Twierdzi, że to on - przytaknął Sam.
Mike zastanawiał się, czy Brie nie miesza rzeczywistości z majakami. Przecież w jej stanie, przy
takiej traumie, granice łatwo się zacierają.
ROBYN CARR
13
Mocno ją poturbował?
Ma posiniaczoną twarz, złamane dwa żebra, no i obrażenia... wiesz.
- Wiem. Ma opiekę terapeuty? Przesłuchiwała ją już policja?
Tak, była przesłuchiwana, ma opiekę, ale chce, żeby Mel była przy niej, to zrozumiałe.
- Jasne. - Mel była dyplomowaną pielęgniarką i położną, miała ogromne doświadczenie w opiece
nad ofiarami przemocy, bo przez wiele lat pracowała na nagłych przypadkach w wielkim szpitalu
w Los Angeles. Mike wiedział, że zajmie się Brie najlepiej, jak potrafi, on natomiast może czuwać
dyskretnie nad dochodzeniem policyjnym. - Jack zadzwonił do mnie o siódmej rano, właśnie mieli
wyjeżdżać z domu. Powinni być tutaj za dwie, trzy godziny.
Przed salką, w której leżała Brie, bo musiał być to jej pokój, siedział mundurowy policjant.
- Pogadam z tym i owym, może czegoś się dowiem, ale najpierw przywitam się z rodziną. - Mike
podszedł do trzech sióstr Brie i jej siostrzenic.
Wyściskały go serdecznie, dziękowały, że przyjechał. Zamienił kilka słów z pielęgniarkami i
wziął od policjanta pilnującego Brie numer telefonu detektywa, który prowadził dochodzenie. Ten
powiedział tylko, że nie ujęli jeszcze faceta. Lekarze byli dobrej myśli, jeśli chodzi o stan fizyczny
Brie.
Trzy godziny później zjawili się Mel i Jack
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl