ŚWIĘTO NAMIOTÓW(1), ◄#►Biblia dla dzieci w obrazkach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kobiety nie spotkały Jezusa po drodze. Do Jerozolimy dotarły w przeddzień święta Namiotów. Na płaskich dachach domów widać już było rozbite namioty. Niektórzy przy domach urządzali sobie szałasy z gałązek drzew. Podczas tych świąt nikt nie nocował w swoim domu. W ten sposób wspominano czasy, kiedy ich praojcowie czterdzieści lat spędzili na pustyni wyprowadzeni przez Boga z egipskiej niewoli.
Sądziły, że spotkają Jezusa w świątyni i natychmiast tam poszły. Ale tam Go nie było. Usłyszały tylko, że wielu ludzi dopytuje się o Niego. Odwiedziły Józefa z Arymatei, który był ukrytym uczniem Jezusa. On także Go nie widział.
— Lepiej, żeby tym razem nie przychodził na święto - powiedział
Joannie. - Wysoka Rada postanowiła Go uwięzić, a po święcie skazać na
śmierć.
Później zapukały do domu Marii, gdzie Pan Jezus niekiedy zatrzymywał się w czasie świąt. Otworzył im kilkunastoletni chłopiec.
— Janie - pytała go Joanna - czy nie ma u was Nauczyciela?
— Nie ma i nikt Go tu ostatnio nie widział - odpowiedział chłopiec.
Po chwili jawiła się jego matka i zaprosiła je do pozostania przez
święta, by odpoczęły u niej. Skorzystały z gościnności, bo zapadł już wieczór.
Postanowiły, że jutro pójdą do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz z dwiema siostrami. Nie musiały jednak tego robić. Następnego dnia przed poranną ofiarą wszyscy troje odwiedzili Marię, szukając Jezusa.
— Czyżby miał nie przyjść na święto? - pytał Łazarz.
— Może coś Mu się stało? - niepokoiła się Joanna.
— Myślę, że nic się nie stało - mówiła zawsze rozsądna Marta. -
Przewidywał, że będą Go chcieli uwięzić przed świętem i nie dał się za
skoczyć. Sądzę, że przyjdzie, jak uroczyste obchody się zaczną.
Miała rację. Jezus przyszedł w środku świątecznego tygodnia. Wszedł z uczniami na wielki dziedziniec świątyni. Odbywało się akurat wieczorne błogosławieństwo, po którym ludzie zaczęli wychodzić. Widząc Jezusa przemawiającego do uczniów, otoczyli Go, by posłuchać, o czym mówi.
Mistrz z Nazaretu wyjaśniał uczniom znaczenie święta. Przypominał o Przymierzu, jakie Pan Bóg zawarł z ich praojcami pod górą Synaj. Opowiadał o Mojżeszu, jak otrzymał od Boga tablice Dziesięciu Przykazań.
Mówił o tym, jak praojcowie zmusili Aarona, aby zrobił im złotego cielca, wokół którego zaczęli się bawić, jeść, pić i tańczyć.
Wyjaśniał, że czterdziestoletnia wędrówka po pustyni nie tyle była karą, co raczej czasem specjalnych Bożych pouczeń, jak mają żyć w ziemi, do której Bóg ich prowadzi. On troszczył się przecież o nich przez cały czas tej wędrówki.
Gdy przerwał na chwilę, dotarł do Niego okrzyk:
— Skąd On zna Pisma, skoro się nie uczył?
Jezus odpowiedział:
— Moja nauka nie jest moją, lecz Tego, który Mnie posłał. Kto chce być Bogu posłuszny, łatwo rozpozna, czy jest to nauka od Niego, czy jakieś ludzkie wymysły. Dzisiejsze święto przypomina nam, że wola Boga spisana jest w Prawie, które On dał przez Mojżesza. Ale wy nie chcecie zachowywać Prawa - Jezus zwrócił się w stronę głosu, który pytał, skąd zna Pisma - bo chcecie Mnie zabić, choć nic złego nie zrobiłem.
— Oszalałeś! Kto Cię chce zabić!? - zakrzyknął ktoś z tłumu.
Gdy tak dalej dyskutowali, przez tłum przecisnęli się strażnicy świątyni, ale nie próbowali Go ująć, tylko słuchali pilnie Jego odpowiedzi.
Po skończonej dyskusji, otoczony przez uczniów ruszył do wyjścia. Wtedy przecisnęli się do Niego bliscy i poszli za Nim; byli tam dwaj Jego kuzyni, Jakub i Symeon, Łazarz z siostrami, Maria, matka Jana Marka i pięć kobiet z Tyberiady, a z dala szli jeszcze: Józef z Arymatei i Nikodem.
Jezus skierował się najpierw do domu Marii. W drzwiach czekał już młody Jan zwany także Markiem. Nauczyciel zdziwiony, że nie ma jego matki obejrzał się za siebie i wtedy zobaczył wszystkich. Powitał najpierw Marię, gospodynię domu, potem pozdrowił każdego z osobna po imieniu. Maria z Magdah, jak zawsze, pochyliła się szybko i ucałowała Jego stopy. Braterskim pocałunkiem przywitał Łazarza, mówiąc mu dyskretnie, że jeszcze dziś przyjdzie do niego z uczniami na nocleg.
Wewnątrz domu takim samym pocałunkiem pozdrowił Józefa i Nikodema. Jakub i Symeon nieśmiało stali z daleka, dopóki Jan Marek nie zaprosił ich do środka.
Kobiety udały się natychmiast do kuchni, by pomóc Marii przyrządzić posiłek. Nauczyciel zaprosił Józefa z Arymatei i Nikodema, by usiedli z Nim przy stole. Obaj byli członkami Wysokiej Rady i przyszli Go przestrzec, że grozi Mu niebezpieczeństwo. Faryzeusze postanowili Go uwięzić, a nawet zabić. Podziękował im za troskę i dodał:
— Nie lękajcie się, jeszcze nie nadeszła moja godzina.
Odprowadził ich do drzwi i poszedł do kobiet. Maria z Magdali opowiedziała Mu krótko, gdzie jest Jego Matka i co robi.
— Dobrze, że Jej tu nie ma - odrzekł - niepotrzebnie by się martwiła.
o. Paulin Sotowski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]