(Marianna 02) - Marianna i nieznajomy z Toskanii - Juliette Benzoni, Benzoni Juliette
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Juliette Benzoni
Marianna i nieznajomy z
Toskanii
PrzełoŜyła Ewa Wolańska
Prawo męŜczyzn
Spotkanie w La Folie
Napoleon zatrzymał się nagle. Marianna, która siedziała skulona, z
zamkniętymi oczami, w wielkim fotelu, próbując ogrzać się w cieple
kominka, westchnęła z ulgą. Odgłos miarowych kroków, jakimi cesarz
przemierzał pokój tam i z powrotem, choć tłumiony przez gruby dywan,
boleśnie draŜnił nerwy i odbijał się echem w jej głowie. Wieczór, aŜ
nazbyt obfitujący we wzruszenia, wyczerpał ją do tego stopnia, Ŝe gdyby
nie migrena, nie byłaby pewna, czy jeszcze Ŝyje. Podekscytowanie
pierwszym występem na scenie teatru Feydeau, trema, a przede
wszystkim niewytłumaczalne pojawienie się w loŜy przy proscenium
męŜczyzny, którego w swym przekonaniu zabiła, a w chwilę później jego
równie zagadkowe zniknięcie – wszystko to mogło pozbawić sił nawet
osobę bardziej wytrzymałą od niej.
Z wysiłkiem otworzyła oczy i spostrzegła, Ŝe Napoleon patrzy na nią
z zatroskaną miną, załoŜywszy ręce na plecy. Był naprawdę
zaniepokojony czy teŜ po prostu niezadowolony? Pod naciskiem obcasa
jego eleganckiego buta ze srebrną klamrą tworzyło się juŜ wyraźne
wgłębienie w dywanie o pastelowych barwach, a drŜenie wąskich
nozdrzy i zimne błyski w błękitnych oczach świadczyły o rodzącym się
gniewie. Przez głowę Marianny przemknęła nagła myśl: kogo ma teraz
przed sobą? Kochanka, cesarza czy po prostu sędziego śledczego? Choć
od momentu, gdy przed dziesięcioma minutami wpadł jak wicher do jej
domu, prawie się nie odezwał, domyślała się, jakie zada wkrótce pytania.
Cisza panująca w pokoju, w którym jeszcze kilka chwil wcześniej
odnajdywała spokój i poczucie bezpieczeństwa, w otoczeniu
niebieskozielonej mory, kwiatów we wszystkich kolorach tęczy i
półprzezroczystych kryształów, wydawała się teraz czymś kruchym i
tymczasowym. I rzeczywiście, Napoleon wybuchnął, wyrzucając z siebie
gwałtowne słowa:
– Jesteś pewna, Ŝe to nie była halucynacja?
– Halucynacja?
– Tak! Mogłaś zobaczyć kogoś podobnego do... do tego człowieka.
To wcale nie musiał być on. Byłoby co najmniej dziwne, gdyby angielski
szlachcic poruszał się swobodnie po Francji, chodził do teatru, a nawet
przebywał w loŜy wielkiego kanclerza, nie zauwaŜony przez nikogo. W
całej Europie nie ma lepszej policji od mojej!
Mimo lęku i znuŜenia Marianna omal się nie uśmiechnęła. Napoleon
był więc bardziej niezadowolony niŜ zaniepokojony, i to jedynie dlatego,
Ŝe jego policja mogła popełnić błąd. A przecieŜ Bóg jeden tylko wie, ilu
zagranicznych szpiegów bezkarnie przemierzało wszerz i wzdłuŜ ten
piękny kraj. Marianna była zdecydowana przekonać cesarza o realności
tego, co widziała, lecz jednocześnie wolałaby nie zraŜać do siebie
budzącego strach Fouchego.
– Sire – powiedziała ze znuŜonym westchnieniem – wiem równie
dobrze jak pan, a moŜe nawet lepiej, jak czujny jest pański minister
policji, i w Ŝadnym razie nie jest moim zamiarem oskarŜać go o
nieuwagę. Nie mam jednak cienia wątpliwości: człowiekiem, którego
dostrzegłam w teatrze, był Francis Cranmere, nikt inny.
Napoleon zrobił gest pełen irytacji, natychmiast jednak zapanował
nad sobą, zbliŜył się do szezlongu Marianny, usiadł w nogach i zapytał
zaskakująco łagodnym tonem:
– Skąd czerpiesz tę pewność? Sama mi mówiłaś, Ŝe niezbyt dobrze
znałaś tego człowieka.
– Nie zapomina się twarzy tego, kto w jednej chwili zniszczył i nasze
Ŝycie, i wspomnienia. A poza tym zauwaŜyłam na jego lewym policzku
długą bliznę, której lord Cranmere nie miał w dniu naszego ślubu.
– Czego ta blizna miałaby być dowodem?
– To ja zraniłam go ostrzem szpady, chcąc zmusić do walki – odparła
Marianna cicho. – Nie sposób uwierzyć w tak daleko posunięte
podobieństwo, by wiernie powielało szramę, o której wiem tutaj tylko ja.
To na pewno on, a więc jestem teraz w niebezpieczeństwie.
Napoleon roześmiał się i w spontanicznym geście czułości
przyciągnął młodą kobietę do siebie.
– Nie mów głupstw,
mio dolce Amor!
Jak mogłabyś być w
niebezpieczeństwie, kiedy masz moją miłość? CzyŜ nie jestem cesarzem?
CzyŜbyś nie zdawała sobie sprawy z mojej potęgi?
Niepokój, który jeszcze przed chwilą ściskał serce Marianny, zniknął
jakby za dotknięciem czarodziejskiej róŜdŜki. Powróciło niezwykłe
poczucie bezpieczeństwa, pewność stałej ochrony, jaką mógł zapewnić
tylko on. Miał rację mówiąc, Ŝe nic złego nie moŜe się wydarzyć, kiedy
jest przy niej. Ale przecieŜ... niedługo juŜ wyjedzie. W przypływie
dziecięcego lęku uczepiła się ramienia Napoleona.
– Mogę ufać tylko panu... tylko tobie. Ale ty juŜ wkrótce mnie
opuścisz, opuścisz ParyŜ, będziesz tak daleko ode mnie...
Zapragnęła nagle niejasno, by zaproponował, Ŝe ją ze sobą zabierze.
Dlaczego i ona nie miałaby pojechać do Compiegne? To prawda, Ŝe
nowa Ŝona cesarza przyjeŜdŜa za kilka dni, ale czy nie mógłby jej –
Marianny – ukryć w którymś z domów w mieście, niezbyt blisko pałacu,
ale i nie za daleko... JuŜ miała wypowiedzieć głośno swoje Ŝyczenie, ale
w tej samej chwili Napoleon odsunął ją od siebie na poduszki i wstał,
rzucając szybkie spojrzenie na pozłacany zegar z brązu stojący na
kominku.
– Moja nieobecność nie potrwa długo. A poza tym zaraz po powrocie
do pałacu wezwę Fouchego i wydam mu ścisłe rozkazy dotyczące
twojego domu. Zlecę mu teŜ, by przetrząsnął ParyŜ w poszukiwaniu tego
Cranmere’a. Jutro z samego rana podasz mu jego dokładny rysopis.
– KsięŜna Bassano twierdzi, Ŝe dostrzegła wówczas w loŜy pewnego
Flamanda, wicehrabiego d’Aubecourt. Być moŜe to właśnie Francis
ukrywa się pod tym nazwiskiem.
– A więc poszukamy owego wicehrabiego d’Aubecourt! Fouche
będzie mnie na bieŜąco informować o swoich działaniach. Nie martw się,
carissima mia,
nawet z daleka będę nad tobą czuwać. A teraz muszę cię
poŜegnać.
– Tak szybko? Czy nie mógłbyś zostać ze mną przynajmniej jeszcze
tę jedną noc?
Zaledwie to powiedziała, a juŜ miała sobie za złe tę prośbę. Jeśli było
mu tak pilno ją opuścić, czy musiała się poniŜać i błagać o jego
obecność? Był przecieŜ wystarczająco pewny swoich i jej uczuć, a
tymczasem w głębi serca Marianny obudziły się demony zazdrości. Czy
nie dlatego opuszczał ją w takim pośpiechu, Ŝe czekała nań inna kobieta?
Ze łzami w oczach patrzyła, jak idzie w stronę fotela, na który po wejściu
do pokoju rzucił swój szary surdut. Dopiero kiedy go włoŜył, spojrzał na
nią i rzekł:
– Miałem taką nadzieję, Marianno. Jednak po powrocie z teatru
zastałem cały stos listów, na które muszę odpowiedzieć przed wyjazdem.
Czy wiesz, Ŝe aby tu przyjść, kazałem czekać w przedpokoju sześciu
osobom?
– O tej porze? – zauwaŜyła sceptycznie Marianna.
Podszedł szybko do niej i z czułością wytarmosił za ucho.
– Zapamiętaj jedno, maleńka: ci, z którymi się spotykam podczas
oficjalnych audiencji odbywających się w ciągu dnia, nie zawsze są
najwaŜniejsi. Znacznie częściej, niŜ myślisz, przyjmuję wizyty nocą. A
[ Pobierz całość w formacie PDF ]