§ Howell Hannah - Wzgòrza Szkocji 03 - Obietnica, howell hannah
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Howell Hannah
Wzgórza Szkocji 03
Obietnica
Eric Murray po trwającej trzynaście lat kłótni z rodziną ojca jest
zdeterminowany, żeby zdobyć należny mu spadek. Pewnego dnia
jest świadkiem napadu złodziei na młodą kobietę. Postanawia
pomóc zarówno jej, jak i jej małemu siostrzeńcowi. Dla pięknej
Bethii Drummond Eric staje się jedyną nadzieją na ucieczkę przed
kuzynem Williamem, który nie cofnie się nawet przed zbrodnią,
żeby przejąć majątek. Bethia powoli zakochuje się w Ericu, ale czy
to uczucie będzie miało szansę przetrwać?
Rozdzial 1
Szkocja, 1444 roku
Bethia Drummond patrzyła, jak dwaj spoceni mężczyźni rzucają kamie-
nistą ziemię na ciało jej siostry, i mocniej przytuliła swojego małego siostrzeńca
Jamesa. Chłopiec nie miał jeszcze roku, a już został sierotą, i to przez chciwość
swoich krewnych. Będzie potrzebował sporo miłości, a co ważniejsze, opieki.
Bethia przełknęła łzy i rzuciła kilka gałązek białego wrzosu na grób siostry. Nie
mogła pogodzić się z tym, że jej bliźniaczka, Sorcha, odeszła, ale wiedziała, że leży
teraz w grobie na zawsze złączona ze swoim ukochanym mężem, Robertem. Z coraz
większym gniewem myślała o tym, że siostra znalazła się tam przez zachłanność
rodziny Roberta.
Bethia patrzyła znad wolno zasypywanego grobu na wuja Roberta, Williama, i jego
dwóch synów, Iaina i Angusa. Byli Drummondami tylko z nazwiska. William
przyjął je, kiedy poślubił ciotkę Roberta, Mary. Kobieta była niepłodna i uznała jego
dwóch małych synów za swoich. Jej dobroć i miłość nie zmiękczyły jednak grubej i
złej skóry tych ludzi. Mary przygarnęła do piersi całe gniazdo żmij i drogo zapłaciła
za swoją wspaniałomyślność. Jej śmierć, niespełna rok temu, była powolna i pełna
cierpienia, ale przede wszystkim bardzo podejrzana. Teraz zniknęły dwie kolejne
przeszkody na drodze do przejęcia ziem Dunncraig, a ona, Bethia, trzymała na
rękach ostatnią. William i jego dwaj postawni synowie nie dostaną Jamesa. Bethia
przysięgła nad grobem siostry, że ona sama każe im zapłacić za wszystkie zbrodnie,
których się dopuścili.
Kiedy William i jego synowie zbliżyli się, Bethia znieruchomiała. Oparła się
pokusie, by odwrócić się i uciec, zabierając od trzech złowrogich mężczyzn
szczebioczącego radośnie chłopca. Nie mogła im pokazać, że o coś ich podejrzewa,
to byłoby niemądre, a przede wszystkim niebezpieczne.
- Nie musisz się obawiać o opiekę nad chłopcem - powiedział szorstkim głosem
William i pogłaskał Jamesa po rudych lokach. - Zajmiemy się dzieckiem.
Bethia chciała usunąć jego dotyk ze skóry chłopca, ale zmusiła się do uśmiechu.
- Moja siostra prosiła mnie, żebym zajęła się jej dzieckiem, dlatego tu przybyłam.
- Jesteś bardzo młoda, dziewczyno. Na pewno nie chcesz zmarnować sobie życia,
zajmując się czyimś dzieckiem. Powinnaś być daleko stąd i zająć się robieniem
własnych pociech.
- Opieka nad dzieckiem bliźniaczej siostry nigdy nie jest stratą czasu.
- To chyba nie jest dobry moment na dyskusję. - Wąskie usta Williama ułożyły się w
karykaturę uśmiechu, a on sam poklepał Bethię po ramieniu. — Nadal jesteś zbyt
pogrążona w żalu po stracie swojej biednej siostry. Porozmawiamy o tym później.
— Jak sobie życzysz.
Trudno było przyjąć mrożący dotyk Williama, ale Bethia ponownie zmusiła się, by
uśmiechnąć się do mężczyzn. Odwróciła się i poszła z powrotem do twierdzy z
niepokojem w sercu. Chciała wykrzyczeć swoje podejrzenia, chciała wyjąć z
pochwy nóż i zatopić go w czarnym sercu Williama, ale wiedziała, że nie zyska
niczego poza krótką chwilą słodkiej zemsty. Nawet nie była pewna, czy potrafiłaby
go zabić, ale z pewnością już sama próba sprawiłaby, że jego synowie szybko i
krwawo pomściliby jej zamiar, zabijając i ją, i chłopca. Prawdę mówiąc, dałaby im
tylko gotowy powód, by mogli uśmiercić Jamesa.
Bethia musiała opanować emocje, które skręcały jej wnętrzności. Żeby pokonać
Williama i jego synów oraz doprowadzić do zadośćuczynienia za zbrodnie, których
się dopuścili, trzeba było przygotować skrupulatny i szczegółowy plan. Wiedziała,
że potrzebna jej będzie pomoc, ale nie mogła liczyć na nikogo spośród
zastraszonych mieszkańców Dunncraig. William trzymał w żelaznym uścisku
wszystkich, którzy zamieszkiwali twierdzę i okoliczne ziemie. Robert nie był tego
świadom. Zbyt często był nieobecny, by to dostrzec i zmienić. Jego naiwność i
zaniedbania kosztowały życie jego i Sorchę. Bethia nie zamierzała pozwolić na to,
żeby mały James dołączył do swoich rodziców w ich ciemnym i zimnym grobie.
— Twój ojciec był z pewnością odważny i honorowy - powiedziała Bethia do
chłopca, kiedy wchodzili do małej, ciemnej komnaty, w której razem spali -- ale
powinien był uważniej doglądać domowego ogniska.
Ułożyła ziewające dziecko w kołysce i usiadła na brzegu małego twardego łóżka.
Sorcha obdarzyła swojego synka przepięknymi zielonymi oczami, a włosy chłopca
były tylko odrobinę jaśniejsze od włosów matki. Zazdrość, jaką Bethia czuła czasem
wobec wysławianej urody siostry, wydawała jej się teraz żałosna i małostkowa.
Mogła mieć ciemniejsze włosy, różnego koloru oczy, mniej kobiecą figurę, ale za to
nadal żyła. Uroda i urok Sorchy, tak często wychwalane, mogły zdawać się niegdyś
błogosławieństwem, ale nie ocalił)' jej życia.
Jestem silniejsza, pomyślała Bethia, patrząc na zasypiającego Jamesa. Sorcha była
jak świeca podziwiana za ciepło i piękno swojego płomienia, ale tak łatwo było ją
zgasić, pozostawić bez życia. Bethia zawsze była ostrożniejsza od siostry, częściej
też dostrzegała w ludziach zło. Zdziwiła się, kiedy Sorcha przesłała jej list z prośbą,
by pomogła przy małym, bo
Dunncraig było pełne kobiet chętnych, by zająć się synem pana i dziedzica. Bethia
zastanawiała się, czy w końcu w ufnym i kochającym sercu siostry nie pojawił się
cień podejrzenia czy też strachu.
Westchnęła i energicznie otarła z policzka łzę. Jeśli tak było, to niestety za późno,
choć to by wyjaśniało dziwny dobór słów, jakimi siostra posłużyła się w swojej
wiadomości. Sorcha prosiła, by Bethia przyjechała i zaopiekowała się Jamesem.
Nie, żeby się z nim bawiła, piastowała go, pomogła jej czy też odwiedziła, ale po
prostu by się nim zaopiekowała. To właśnie Bethia zamierzała zrobić.
Serce skakało jej boleśnie do gardła z każdym oddechem i każdym szelestem
spódnic, kiedy skradała się po mrocznych korytarzach Dunncraig. Wiedziała, jak
poruszać się bezgłośnie, jednak tym razem ta umiejętność sromotnie ją zawodziła.
Znalezienie drogi wyjścia z Dunncraig, takiej, na której nie zostałaby dostrzeżona,
zajęło jej trzy koszmarne dni. Z każdym krokiem była coraz bardziej przerażona, że
James, tak słodko nieświadomy niebezpieczeństwa, jakie mu groziło, wyda z siebie
jakiś dźwięk, który ich zdradzi.
Przez trzy dni, jakie minęły od pogrzebu siostry, była rozdarta między szukaniem
drogi ucieczki a wątpliwościami, czy jej podejrzenia są słuszne. Śmierć małego
szczeniaczka, należącego do Jamesa, brutalnie ucięła wszystkie obiekcje i
utwierdziła podejrzenia. Bethia nie wiedziała dlaczego, ale po tym, jak szczęśliwie
nic jej się nie stało po zjedzeniu tego, co im przyniesiono pierwszego dnia po
pogrzebie, nagle bez powodów poczuła niechęć, by choćby spróbować posiłek
przyniesiony dzień później. Kiedy piesek zdechł po spróbowaniu jedzenia, poczucie
winy za wykorzystanie niewinnego i ufnego zwierzaka zastąpiła dziwna mieszanka
wściekłości i strachu, bo wszystkie jej najczarniejsze podejrzenia okazały się
uzasadnione. Fakt, że nie mogła zaoferować małemu stworzeniu pochówku, na jaki
zasługiwało jego poświęcenie, tylko zwiększał jej gniew. Teraz już wiedziała, że
powolna i bolesna śmierć Sorchy i Roberta spowodowana była przez truciznę, a nie
przez jakąś nieznaną wycieńczającą chorobę, jak mówiono.
W końcu Bethia dotarła do miejsca, którego szukała. Była to mała wyrwa w murze
za cuchnącymi stajniami. Robert był nie tylko nieświadomy obecności śmiertelnych
wrogów wewnątrz twierdzy, ale też tego, jak podupadła sama budowla. Gdyby
wiedział, w jak kiepskim jest stanie, nigdy nie pozwoliłby Williamowi zarządzać
majątkiem. Bethia nie była pewna, co William i jego synowie robią z pieniędzmi z
ziemi i budynków, ale na pewno nie inwestowali ich w utrzymanie twierdzy, dla
posiadania której gotowi byli zabić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]