(SBT) Rozdział dwunasty - b, Sad, Beautiful, Tragic, Opowiadanie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozdział dwunasty: Delikatny dotyk i szybsze uderzenie serca.

Od autorki: Wow. Nie wierzę, że to już dwunasty rozdział. Ale tak dobrze pisze mi się tę historię. Doszłam też do pewnych wniosków, które jednym zapewne się spodobają, a innym nie za bardzo. Już wkrótce wystosuję odpowiednią wiadomość na tumblr. xxx             

 

 

Poniedziałek, 22 października 2012r.

              Harry przebiegł palcami po swoich czekoladowych lokach i tanecznym krokiem wszedł do niewielkiej kuchni. Przy stole siedział Brian i na jego zaspaną twarzyczkę wkradł się uśmiech, gdy tylko przekroczył próg. Puścił oczko młodszemu bratu i podszedł do rodzicielki, która kręciła się przy blacie. Ułożył dłonie na jej biodrach, zwracając tym samym uwagę kobiety.

              - Dzień dobry – przywitał się, posyłając jej uśmiech i całując w policzek. Następnie chwycił kubek, do którego wrzucił torebkę owocowej herbaty i ponownie spojrzał na matkę.

              - Jesteś w bardzo dobrym humorze – stwierdziła. – Dawno cię takiego nie widziałam.

              W odpowiedzi jego uśmiech poszerzył się, a w policzkach pojawiły się urocze dołeczki, które tak kochała jego babcia.

              Nie było kłamstwem, kiedy mama Harry’ego stwierdziła, iż ten jest w dobrym nastroju. W rzeczy samej był. Po raz pierwszy dokąd pamięta, tak dobrze bawił się podczas dni wolnych od nauki. Spędził naprawdę niesamowity weekend z fajnymi dziewczynami i Louisem. Aż głupio było mu przyjąć te sto funtów w niedzielne popołudnie. W ogóle zapomniał dlaczego to zrobił. Na początku nie chciał ich brać, ale Cher i Jade uparły się. Tak więc wzdychając ciężko, przyjął wcześniej ustalone wynagrodzenie.

              - To przez ten wyjazd – przyznał, opierając się biodrem o blat. – Dobrze się bawiłem. Wiesz… Zapomniałem o wszystkim chociaż na moment i wyluzowałem.

              - Powinieneś to robić częściej – oznajmiła. – Masz dziewiętnaście lat, studiujesz. Nie powinieneś się aż tak bardzo przejmować problemami, które cię nie dotyczą.

              - Jesteś moją mamą – odezwał się, zalewając herbatę. – Oczywiście, że twoje problemy w jakimś stopniu mnie dotyczą. Nie powinienem obojętnie przechodzić koło nich.

              - Kochany jesteś – stwierdziła, gładząc go po ramieniu. – Ale przede wszystkim skup się na nauce, dobrze?

              Przytaknął w odpowiedzi i ucałował ją w czoło. Wziął kubek z herbatą i usiadł przy stole. Odgarnął z czoła kasztanową grzywkę i sięgnął po jedną z kanapek. Wgryzł się nią i zjadł ze smakiem, popijając ciepłą herbatą.

              Skończył śniadanie i podniósł się ze swojego miejsca. W kilku susach znalazł się w swoim pokoju, skąd porwał torbę z książkami na dzisiejsze zajęcia. Przechodząc koło kuchni, zatrzymał się przy niej i przystanął na progu.

              - Jak tam dzisiaj jest? – spytał.

              - Chłodno. Ubierz płaszcz – odpowiedziała kobieta, a on przytaknął w odpowiedzi.

              Na białą koszulkę, którą dziś ubrał, zarzucił swój ulubiony płaszcz, będący w odcieniu ciemnej czekolady. Założył botki w jaśniejszym odcieniu brązu i wyprostował się, spoglądając w lustro, wiszące w korytarzu. Przebiegł palcami po włosach, zarzucił torbę na ramię i żegnając się z mamą, wyszedł z domu.

              Przeskakując co dwa stopnie, zszedł na dół i wyszedł przed klatkę. Powoli skierował się na przystanek. Dziś znów czekała go samotna podróż na uczelnię, gdyż George po raz drugi przystąpił do egzaminu na prawo jazdy. Zajął wolne miejsce przy oknie i wyjrzał przez nie.

              Autobus zatrzymał się na kolejnym przystanku i ktoś zajął miejsce obok niego. Odwrócił głowę i spojrzał na barczystego chłopaka, którego jasne włosy kręciły się na końcówkach, a szare, chłodne oczy, przeszywały go na wskroś. Na wąskie usta wkradł się złośliwy uśmieszek.

              Harry spiął się mimowolnie i wyprostował na swoim miejscu.

              - Kogo to moje zacne oczy widzą? – odezwał się blondyn, a on mimo, iż nie chciał patrzeć na chłopaka, był do tego zmuszony, by wiedzieć, co mówi. – Nie widzieliśmy się od zakończenia szkoły. Dobre parę miesięcy.

              - Odwal się, James – mruknął w odpowiedzi.

              - Jak zawsze waleczny, Harry Styles – zironizował chłopak. – Powiedz mi, kaleko, gdzie to się wybierasz? Do pośredniaka? Z twoim wykształceniem to co najwyżej w KFC cię zatrudnią. A poczekaj; zapomnieliśmy o jednym drobnym szczególe: jesteś głuchy.

              - Tak się akurat składa, że jadę na uczelnię – odpowiedział. – Studiuję.

              - Ty. Studiujesz – James roześmiał się, a on wyjrzał przez okno i podniósł ze swojego miejsca. Z ledwością minął starego prześladowcę ze szkoły i skierował do wyjścia z autobusu. Jęknął cicho, gdy zdał sobie sprawę, iż blondyn wysiada za nim. Ruszył na przejście dla pieszych, gdzie James zachowywał się jak piątoklasista i szarpał za pasek jego torby.

              - Zachowujesz się jak… - szarpnął i przyciągnął torbę do siebie. – …jak dzieciak.

              Światło zmieniło się na zielone, więc wszedł na przejście. Chłopak ruszył za nim szybkim, krokiem i gdy tylko znaleźli się po drugiej stronie, przycisnął go do ściany. Harry poczuł, jak piecze go policzek, który zapewne otarł na szorstkiej ścianie budynku. Lewą rękę James wykręcił mu do tyłu.

              - Ała. To boli – jęknął, jednak nie był wstanie dostrzec, co odpowiada blondyn. Przeczucie jednak podpowiadało mu, iż naśmiewa się z niego, potwierdzeniem czego było mocniejsze wykręcenie ręki. Ból jednak po chwili ustąpił, a palce zaciskające się wokół nadgarstka, znikły. Strzepnął rękę i odsunął się, podnosząc spojrzenie zielonych tęczówek do góry.

              Zarejestrowały roztrzepane, kasztanowe kosmyki, dżinsową kurtkę, z kożuszkiem przy kołnierzyku i bordowe dżinsy. Z ramienia szatyna zwisała  czarna torba. W prawej dłoni zaciskał kubek z kawiarni, której nazwy nie mógł dostrzec, gdyż przysłaniały ją długie, smukłe palce. Druga natomiast rozcierała chusteczką dużą, brązową plamę po kawie.

              James krzyknął na szatyna, po czym machnął na niego ręką i odszedł w swoją stronę. Jego wybawca odwrócił się do niego i napotkał turkusowe spojrzenie, błyszczących tęczówek.

              - Ou. Twój policzek – odezwał się, podchodząc do loczka i przejeżdżając opuszkami po jego skórze. Odruchowo się odsunął. – Przepraszam, nie chciałem. Ale trzeba to przemyć, żeby nie wdało się zakażenie. A tak swoją drogą, cześć Harry.

              Chłopak posłał mu przyjazny i ciepły uśmiech, którego nie mógł nie odwzajemnić. Jego kąciki mimowolnie drgnęły ku górze. Od razu polubił jego uśmiech. Sprawiał, że robiło mu się lekko na sercu.

              - Hej, Louis – odpowiedział w końcu, po czym dotknął swojej twarzy. – To nic wielkiego.

              - Oj, nie narzekaj, jak baba – stwierdził Tomlinson i wziął go pod ramię. Dał się poprowadzić do wejścia. Weszli do budynku i skierowali się na pierwsze piętro, gdzie była najbliższa męska toaleta. Po drodze Louis wyrzucił pusty kubek po kawie.

              - Kto to był? – zapytał szatyn, sięgając po papierowe ręczniki i mocząc je w wodzie. Harry, przestąpił z nogi na nogę, bo nie dostrzegł jego pytania.

              - Przepraszam – odezwał się w końcu zażenowany, a turkusowe tęczówki spojrzały na niego z pytaniem w nich wymalowanym. – Możesz powtórzyć? Nie widziałem…

              Sięgnął ręką i delikatnie prześlizgnął się po wargach Louisa. Były miękkie i ciepłe.

              - T-Tak, jasne – zająknął się starszy chłopak. – Pytałem kto to był?

              - Nikt ważny – odpowiedział, lekko przekręcając głowę i pozwalając mu przemyć policzek. – Stary znajomy ze szkoły.

              - Znajomy – prychnął szatyn. – Domyślam się, jaki to rodzaj znajomych. Ale wszystko w porządku?

              - Tak – przytaknął lokaty i posłał Tomlinsonowi delikatny uśmiech. – Dziękuję.

              - Drobiazg – mruknął, wyrzucając ręczniki do kosza. – Muszę lecieć na swoje zajęcia. Uważaj na siebie.

              - Jasne – odparł Styles. – Do zobaczenia.

              - Na razie – pożegnał się szatyn i wyszedł z łazienki. Harry poszedł w jego ślady i również opuścił pomieszczenie. Przystanął przy schodach, odprowadzając Louisa wzrokiem, dopóki nie zniknął mu za winklem. Dopiero wtedy skierował się do klasy.

¦ SBT ¦

              Odchylił głowę do tyłu, gdy ciepłe i miękkie wargi zaatakowały jego szyję. Westchnął, kiedy wilgotny język naznaczył jego jasną skórę. Przebiegł dłońmi po plecach mulata, pozwalając mu rozpiąć kilka guzików pod szyją. Poczuł, jak zaczyna ssać skórę na jego obojczyku, zapewne chcąc zrobić malinkę.

              Louis bardzo pragnął skupić się na pieszczotach Zayna, ale najzwyczajniej w świecie nie umiał. Jego myśli były rozbiegane. Najzwyklej w świecie był rozkojarzony i nie umiał skupić się na studencie biologii nad nim. Głowę Tomlinsona zaprzątały długie palce prześlizgujące się po jego wargach oraz delikatne dołeczki w policzkach.

              - Co się dzieje, Louis? – usłyszał przy uchu cichy szept bruneta, który wyrwał go z dziwnego stanu w jakim się znalazł. – Nie reagujesz na mnie tak, jak zazwyczaj. Już dawno wiłbyś się i jęczał z rozkoszy.

              Westchnął i pozwolił opaść powiekom, pod którymi już po sekundzie gościła jego twarz. Tę którą zapamiętał z weekendowego wyjazdu. Otworzył oczy i spojrzał na Zayna, pochylającego się nad nim i przyglądającego mu się uważnie. Palce chłopaka wplotły się w jego roztrzepane włosy i zaczęły nimi bawić.

              - Co jest grane? – ponownie spytał, zaczesując kosmyki włosów do tyłu.

              - Nie wiem – przyznał zgodnie z prawdą Louis. Nie miał bladego pojęcia, co się z nim dzieje. Nigdy wcześniej się tak nie czuł. Nie wiedział skąd wzięła się reakcja na delikatny dotyk Harry’ego, gdy dziś rano przejechał po jego wardze. Serce zabiło mu szybciej i zalała go fala ciepła.

              - Co to, do jasnej cholery, było? – westchnął, podnosząc się i siadając na brzegu łóżka.

              - Ale co LouLou? – odezwał się Zayn, siadając za nim, obejmując rękoma w pasie, a podbródek opierając na jego ramieniu. – Jesteś jakiś rozkojarzony odkąd przyszedłeś. Co się stało?

              - Bo – odchylił głowę, opierając ją na torsie mulata – moje serce po raz pierwszy zabiło szybciej. I to nie bynajmniej z powodu dobrego seksu, tylko delikatnego dotyku. Nigdy wcześniej tego nie czułem. To jest denerwujące.

              Wyrwał się z uścisku chłopaka i stanął przed nim, splatając ręce na piersi.

              - Wiesz co to? – zapytał.

              Zayn uśmiechnął się zadziornie, wygodnie rozsiadając na skraju łóżka. Oparł się na dłoniach za plecami i spojrzał w wyczekujące oblicze swojego kochanka.

              - Wiem – przyznał i odczekał, budując moment napięcia. – Ale nie powiem.

              - Dlaczego? – zawołał rozzłoszczony Louis.

              - Bo chcę żebyś sam się przekonał – odpowiedział brunet. Tomlinson warknął oburzony i usiadł po turecku na podłodze, zakładając ręce na piersi. Odwrócił głowę, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie będzie z nim gadać. Malik zaśmiał się przyjaźnie i potargał kasztanowe włosy. Ten spojrzał na niego, piorunując go wzrokiem.

              - Każdy kiedyś musi to poczuć – odezwał się Zayn, chwytając Louisa za podbródek, by ten nie odwrócił wzroku. – Każdy inaczej do tego podchodzi i każdy zdaje sobie z tego sprawę na różnym etapie swojego życia.

              - Czy ty czasem nie studiujesz biologii? – mruknął jasnooki, odtrącając dłoń mulata i prostując się. – Bo w tej chwili zachowujesz się jak rasowy psycholog.

              - Mam dwie młodsze siostry – wzruszył ramionami i spojrzał na chłopaka, który kierował się do drzwi. – Hej? Gdzie idziesz? Obraziłeś się na mnie?

              - Nie. Obiecałem Liamowi i Niallerowi, że po nich przyjadę po skończonych zajęciach – wyjaśnił Tomlinson, dopinając guziki pod szyją. – Chcesz to możesz się zabrać ze mną.

              - Szybki numerek na tylnym siedzeniu? – Zayn znacząco poruszył brwiami, podnosząc się z łóżka, a z oparcia porwał swoją skórzaną kurtkę.

              - Ha, ha, ha – odezwał się ze sarkazmem Louis i pierwszy wyszedł z pokoju, a brunet zaraz za nim. Zeszli po schodach do głównego hallu, i zostawiając klucze w portierni, wyszli przed budynek. Skierowali się do błękitnego Mini Coopera szatyna i już po chwili mknęli ulicami Londynu.

              Zatrzymali się przy 309 Regent Street i obaj wysiedli z samochodu. Louis oparł się na masce. Zayn przystanął obok, wciskając ręce w kieszenie swojej kurtki. Moment potem drzwi uczelni otworzyły się i zaczęli z niej wychodzić uczniowie. Szatyn uważnie przyglądał się ludziom wychodzącym z budynku. Chwilę potem spostrzegł blond czuprynę. Następnie dostrzegł naburmuszoną minę chłopaka.

              - Oh, Nialler. Cóż takiego się stało? – zawołał, zwracając na siebie jego uwagę. Stanął przy jego boku i splótł ręce na piersi. – Więc? Miałeś zajęcia z doktor Harper?

              - Nie cierpię tej baby – warknął Horan i zaciskając usta w wąską linię.

              - Ostrzegałem – poklepał przyjaciela po ramieniu. – Swoją drogą. Niall, poznaj Zayna Malika. Jest studentem biologii. Zayn, to Niall Horan.

              - Też kulturoznawca? – spytał mulat z uśmiechem, wyciągając dłoń do chłopaka.

              - Tak – odpowiedział nieśmiało blondyn, ściskając rękę, a kąciki jego ust drgnęły do góry. Zayn był przystojny w jego mniemaniu. Jego egzotyczny wygląd przyciągał, a w połączeniu z czystą angielszczyzną - intrygował.

              Louis przez chwilę przyglądał się tej dwójce, gdy wdali się w dyskusje, po czym znów spojrzał na drzwi prowadzące do budynku. Ponownie się otworzyły i wszedł z nich Liam wraz z Harrym. Tomlinson od razu wyprostował się, widząc wysokiego bruneta o zielonych oczętach. Ręce wcisnął w kieszenie czekoladowego płaszcza.

              Przystanęli przed wejściem i jeszcze chwilę dyskutowali. Moment potem poczuł, jak czyjeś ramiona obejmują go w pasie. Ciepły oddech połaskotał jego policzek, a w uchu usłyszał głos mulata.

              - Loczek, czy ten drugi przyprawił cię o mocniejsze bicie serca? – wyszeptał, całując płatek ucha.

              Louis spojrzał kątem na Zayna, który uśmiechnął się do niego, a potem ucałował go w policzek.

              - Loczek – odpowiedział. – Ma na imię Harry.

              - Ładnie – przyznał brunet i uwolnił Tomlinsona z uścisku. On znów spojrzał przed siebie i dostrzegł Liama, idącego w jego stronę oraz Stylesa uważnie mu się przyglądającemu. Kiedy ich spojrzenia skrzyżowały się, posłał lokatemu delikatny uśmiech, który został odwzajemniony. Chwilę potem Harry odwrócił się i ruszył w swoją stronę. Louis natomiast przedstawił Zaynowi Liama, po czym wszyscy wskoczyli do auta i ruszyli w drogę powrotną.

¦ SBT ¦

              Harry leżał na łóżku w swoim pokoju i tłumaczył właśnie czytankę na kolejne zajęcia z greki. Wokół niego porozrzucane były kartki z zapisanymi słówkami oraz dwa opasłe słowniki. Przygryzał dolną wargę, co chwila kartkując książki i notatki. Co jakiś czas do myśli wkradał mu się Louis, objęty przez wysokiego mulata. Westchnął głośno i zacisnął nos u nasady. Nie przypuszczał, iż szatyn może być homoseksualistą. A może jest bi?

              On sam nie był pewny tego, jaki jest. Podobały mu się dziewczyny, ale czasami łapał się na tym, iż z zainteresowaniem przygląda się chłopcom. Potrząsał wtedy głową, ale zawsze wracał wzrokiem do ewentualnego przystojniaka.

              Niespodziewanie drzwi do jego pokoju otworzyły się. Podniósł się do pozycji siedzącej, a jego szmaragdowe tęczówki spoczęły na George’u. Chłopak wszedł z grobową minął, co zapowiadało tylko jedno – nie zdał egzaminu.

              - I jak? – zapytał. – Nie zdałeś?

              - Właściwie… - zaczął chłopak. Zamknął za sobą drzwi, zrobił kilka kroków i wyciągną zza siebie świstek. – Zdałem!

              Harry krzyknął radośnie i wyskoczył z łóżka. Podszedł do przyjaciela i uścisnął go mocno. Chwycił za ramiona i odsunął, by dokładnie przyjrzeć się wyciągniętej kartce. Wziął ją i przeczytał wszystkie informacja na niej zawarte. Już tak miał. Czytał wszystko. Nawet głupią ulotkę, czy paragon ze sklepu.

              - Cieszę się. Naprawdę – odparł, spoglądając na szatyna, który rozsiadł się na materacu i spojrzał na notatki ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl