(SBT) Rozdział szosty - b, Sad, Beautiful, Tragic, Opowiadanie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozdział szósty: Pierwszy stopień do rozpadu – desperacja.

Od autorki: Eh. Nie będę się za bardzo rozwodzić nad tym rozdziałem, bo nie ma nad czym. Powiem tylko tyle, że inspiracją do tytułu rozdziału była piosenka Six Degrees of Separation – The Script. Przy niej też pisałam pierwszą część Harry’ego i zdałam sobie, że ten tytuł pasuje do rozdziału. Tak więc zostało jeszcze tylko pięć stopni xD

xxx

 

 

Sobota, 06 października 2012r.

              Było ciepłe, sobotnie przedpołudnie. Harry wsunął buty na nogi i wyszedł z domu, cicho zamykając za sobą drzwi. Zszedł po schodach, wyszedł przed klatkę i wolnym krokiem skierował się na przystanek. Sprawdził na rozkładzie jazdy, o której jedzie jego autobus i oparł się o słup, wciskając ręce w kieszenie spodni, wzdychając.

              Delikatny powiew wiatru przyjemnie otulił jego twarz. Podniósł głowę i spojrzał na pobliskie drzewo. Liście delikatnie falowały i zapewnie przyjemnie szumiały. Przyglądał im się chwilę, po czym spuścił wzrok na szary chodnik.

              Nie słyszał, odkąd skończył sześć lat. Skutek uboczny wcześniejsze świnki, a potem zapalenia ucha środkowego. Nauczył się jednak z tym żyć oraz radzić. Był zaradny; tak przynajmniej zawsze powtarzała jego mama. Szybko przyswoił język migowy, on jednak wciąż chciał mówić. Nie chciał milczeć. Dlatego Nina zaproponowała mu naukę czytania z ruchu warg. Na początku było mu trudno i często się z tego powodu złościł. W końcu miał zaledwie dziesięć lat.

              Uśmiechnął się sam do siebie na wspomnienie swojego dziecięcego oburzenia i zirytowania. Ale miał wtedy dziesięć lat. Nie dziwił się sobie. Teraz miał dziewiętnaście i znacznie większe problemy na głowie.

              Zaczął zdawać sobie z nich sprawę, gdy miał lat szesnaście. Wtedy pierwszy raz zobaczył mamę pochyloną nad papierami, zastanawiającą się, co robić. Dotarło do niego, że mają problemy finansowe. Brakuje im pieniędzy na najpotrzebniejsze rzeczy, bo większość idzie na opłaty i spłatę kredytu, który mama wzięła na remont mieszkania. Nie wiedział, co robić i z każdym dniem, przytłaczało go to coraz bardziej. Jednak wśród ludzi starał się grać pogodnego, radosnego chłopaka. Nie chciał litości. Dziś też jej nie pragnął. Chciał tylko, by ktoś dostrzegł jego problemy i wysłuchał go. Chciał się tylko komuś wyżalić. Trzymanie tego wszystkiego przez tyle lat, powoli przytłaczało go. Czuł się coraz gorzej, mimo iż dzień w dzień, przywoływał na twarz fałszywy uśmiech, na który wszyscy się nabierali.

              Westchnął głośno i rozejrzał się dookoła. Z za zakrętu wyjechał jego autobus. Wjechał w zatoczkę, a on odepchnął się od słupa i wsiadł do niego. Zajął wolne miejsce, oparł głowę o szybę i wyjrzał za okno, przyglądając się mijanym ulicom.

              Bycie głuchym wcale mu nie pomagało w rozwiązaniu problemów. Wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej wszystko komplikowało. Próbował załapać jakąś pracę na wakacje, tuż po egzaminach końcowych. Jednak nic z tego nie wyszło. Bo kto by chciał zatrudnić niesłyszącego? Nie przyjęli go nawet w miejscowym supermarkecie, na wykładanie towaru. A cóż to za polityka układać towar na półkach.

              Przymknął na moment oczy pogrążając się w swojej rozpaczy. Uciekając w swój mały czarno-biały świat problemów i ciszy, o których nie umiał mówić.

              Wysiadł na przystanku przy Oval Road i powoli ruszył chodnikiem, pozwalając wiatrowi bawić się jego lokami, dopóki nie doszedł do jednego z domów. Stanął przed niebieskimi drzwiami, wziął głęboki wdech i zapukał. Przestąpił z nogi na nogę, a chwilę potem, drzwi otworzyły się. Podniósł głowę, a na jego twarz wdarł się uśmiech, gdy szmaragdowe oczy spoczęły na starszej kobiecie.

              - Harry – zawołała, niezwykle uradowana, szerzej otwierając drzwi. – Wejdź, kotku.

              - Cześć, babciu – przywitał się, wycierając buty i przekraczając próg. Ucałował kobietę w policzek i ściągnął buty.

              - Masz ochotę na szarlotkę? – zapytała staruszka, gestem zapraszając wnuczka do salonu. – Upiekłam wczoraj.

              - Bardzo chętnie – odpowiedział i wszedł do niewielkiego saloniku. Usiadł na kanapie i poczekał chwilę na babcię. Wróciła po chwili z tacką, na której znajdowały się dwa talerzyki z ciastem i dwie filiżanki: jedna z herbatą i jedna z kawą.

              - Dawno cię u mnie nie było – stwierdziła kobieta. – Jak tam twoje studia, kochanie?

              - Na razie to początek – odpowiedział, sięgając po talerzyk z szarlotką. – Mamy raczej informacyjne zajęcia. Wiesz takie nakreślenie zakresu materiału. Choć wczoraj miałem pierwsze zajęcia z greki i uczyliśmy się alfabetu.

              - Ach, widzę, że ci się tam podoba – zauważyła, a on przytaknął jej głową, gdyż usta miał pełne ciasta. – To dobrze. To bardzo ważne. A poradzisz sobie tam, kotku?

              - Wykładowcy mają prezentacje na zajęcia, a z ćwiczeń są podręczniki – wyjaśnił Harry i uznał, że to właściwy moment. – A propos podręczników, babciu. Nie miałabyś pożyczyć chociaż pięćdziesiąt funtów? Wiesz. Nie chcę prosić mamy, ale staram się o stypendium, więc jak je dostanę, to ci oddam.

              Nienawidził siebie za to. Nienawidził faktu, że musiał prosić babcię o pieniądze na najpotrzebniejsze rzeczy, jak podręczniki, czy choćby ubrania. Ale nie chciał też z drugiej strony prosić o nie mamę. Za każdym razem znajdował się między młotem a kowadłem. Wolał jednak iść do babci. Choć za każdym razem robił to z ciężkim sercem.

              - Harry, kochanie, nie gadaj głupot. Oczywiście, że ci pożyczę – odpowiedziała staruszka, podnosząc się z miejsca. Podeszła do komody, gdzie leżał portfel i wyciągnęła z niego banknot. Wróciła na kanapę i podała mu sto funtów. Spojrzał najpierw na jej dłoń, a potem na nią.

              - Myślę, że pięćdziesiąt w zupełności mi wystarczy – odezwał się chłopak.

              - Nie bredź, tylko bierz, kochanie – staruszka wcisnęła mu banknot do rąk. – Wiem przecież, jaką macie sytuację  w domu, a ty potrzebujesz pieniędzy na książki, zeszyty. Jesteś na początku czegoś nowego. A studia na uczelniach państwowych zapewne też kosztują wbrew pozorom. Tak więc nie marudź mi tu.

              Znów przeniósł wzrok na sto funtów, a potem na staruszkę. Uśmiechnął się do niej lekko i spojrzał z podziękowaniem wymalowanym na twarzy.

              - Dziękuję – odezwał się i przytulił do staruszki, która odwzajemniła jego uścisk. – Naprawdę dziękuję.

              - Nie masz za co, kotku – odpowiedziała, odsuwając go na odległość wyciągniętych ramion. – Mieszkam sama. Mam wysoką emeryturę. Za wysoką, jak dla samotnej staruszki. Tak więc, jak będziesz czegoś potrzebował, to przychodź. Wiesz, że zawsze ci dam.

              Odsunął się i spojrzał w ciemne oczy kobiety. Uśmiechnęła się do niego i pogładziła go po policzku, przyglądając się jego twarzy.

              - Pomogę ci, mój drogi, tylko pokaż im – powiedziała.

              - Dobrze – odparł z uśmiechem i ucałował babcię w policzek. Schował banknot do portfela i wrócił do szarlotki oraz swojej kawy.

¦ SBT ¦

              Louis przeszedł przez jezdnię i wszedł do Green Man. Dmuchnął w kasztanową grzywkę, przeczesał ją palcami i podszedł do baru. Usiadł przy jednym z wysokich krzeseł i podpierając głowę na otwartej dłoni, spojrzał na barmana. Był młody, miał może z dwadzieścia lat i na pewno był nowy. Nie widział go wcześniej.

              - Co podać? – spytał, podchodząc do niego. Spojrzał w jego szare oczy spod wachlarza rzęs i uśmiechnął się uroczo.

              - Niech będzie malibu – odpowiedział. – Mam ochotę na coś lepszego, niż piwo.

              - Już się robi – odpowiedział chłopak i odszedł kawałek. Louis lustrował każdy skrawek jego ciała swoim spojrzeniem i doszedł do wniosku, iż jest całkiem przystojny. Ułożył usta w dziubek, jak zawsze, kiedy rozważał, czy dana osoba jest homo, czy też hetero.

              - Kolejna ofiara twojego uroku osobistego? – usłyszał głęboki, melodyjny głos z prawej. Odwrócił głowę, a jego turkusowe tęczówki spotkały się z głębokim, czekoladowym spojrzeniem, w którym tańczyły wesołe iskierki. Objął wzrokiem właściciela ciemnych oczu, a na jego usta wkradł się delikatny uśmiech.

              Czarna grzywka opadała dziś na czoło, a usta wygięły się w cwaniackim uśmiechu. Na policzkach i brodzie gościł kilkudniowy zarost, który w jego mniemaniu był pociągający. Na zwykły, biały t-shirt, zarzucona była skurzana kurtka, która idealnie współgrała z ciemnymi dżinsami. Za ucho wsadzony miał papieros.

              - Cześć, Gwiazdo Rocka – zwrócił się do mulata i puścił mu oczko. – Zayn, prawda?

              - Prawda – przyznał chłopak, podchodząc do niego i siadając obok niego. – Louis, tak?

              Przytaknął, a barman przyniósł jego drinka.

              - Dla mnie to samo – zwrócił się do niego brunet. – I popielniczkę poproszę.

              Szarooki wyciągnął spod lady kryształową popielniczkę i odszedł ponownie, odprowadzony przez uważne spojrzenie Louis’ego oraz Zayna.

              - W sumie niczego sobie – stwierdził mulat, przenosząc wzrok na szatyna i wyciągając z kieszeni zapalniczkę. Sięgnął po papierosa za uchem i za nim wsadził go do ust, spojrzał w zielono-niebieskie tęczówki Tomlinsona. – Nie będzie ci przeszkadzać, jak zapalę?

              - Nie. Nie krępuj się – wzruszył ramionami, wciąż obserwując barmana. Po chwili jednak zrezygnował i spojrzał na bruneta, który strzepnął popiół do popielniczki i wypuścił z ust dym. Musiał przyznać się sam przed sobą, iż było to dość pociągające i seksowne w jego wykonaniu.

              - Więc często tu przychodzisz? – zagaił, obracając szklankę z drinkiem na podstawce, by ostatecznie podnieść ją do ust i upić łyk. Jasnooki barman przyniósł drink dla mulata i skrzywił się, czując papierosowy dym.

              - Nie, niezbyt – odpowiedział Zayn. – Byłem tu tylko dwa razy na pierwszym roku. Raz, kiedy nie zdałem egzaminu z geologii, a drugi, kiedy rzuciła mnie dziewczyna.

              - A tym razem, co jest powodem? – spytał, ciekawy. – Znów rzuciła cię dziewczyna?

              - Nie. Tym razem to ja rzuciłem ją – wyznał. – Nie miałem ochoty słuchać jej jęków, jak to jest jej przykro i w ogóle, więc stwierdziłem, że zajdę tutaj.

              - Uuuu… Czyli to grubsza sprawa – stwierdził Louis tonem specjalisty i z powrotem oparł głowę na dłoni. – Zdrada?

              - Tak, ale jakoś specjalnie mnie to nie rusza – przyznał. – I tak nie było między nami nic od jakiegoś czasu.

              - Ach, rozumiem – przytaknął, prostując się na swoim miejscu. – Dlatego też ten mały skok w bok, na ostatniej imprezie?

              - Poniekąd – przytaknął Zayn i zaciągnął się ponownie dymem, by po chwili wypuścić go. Upił łyk drinka i spojrzał na szatyna swoimi brązowymi oczyma. – Poza tym, seks z facetami jest ciekawszy.

              - Naprawdę? – spytał Louis, unosząc wysoko jedną brew. Brunet zmrużył oczy, przyglądając mu się chwilę, po czym zgasił papierosa i nachylił w jego stronę, zaciskając palce na swojej szklance.

              - Naprawdę – potwierdził. – Zwłaszcza, kiedy druga strona jest tak chętna i uległa, że można z nią zrobić wszystko.

              Tomlinson otworzył usta, na które po chwili wkradł się zadziorny uśmieszek. W oku błysnęła mu iskierka pewności siebie i nachylił się do Zayna, tak, że ich twarze dzieliły ledwie centymetry.

              - Zarzucasz mi, iż nie jestem dobry w łóżku? – wymruczał prosto w jego usta i znacząco uniósł prawą brew. Mulat moment wpatrywał się w jego tęczówki, po czym wyprostował się i dopił swojego drinka.

              - Ależ skąd, broń Boże – uniósł rękę w geście obronnym. Lou przekrzywił głowę i spojrzał na niego z pewnością wymalowaną na twarzy. Na jego ustach gościł arogancki uśmiech. Zmoczył wargi w drinku, upijając jego łyk i odstawił szklankę, oblizując je.

              - Słuchaj. Ze mną to jest tak – zaczął, opierając łokieć na blacie i pozwalając dłoni swobodnie zwisać w dół. – Jestem uległy, kiedy chcę, by się mną pobawiono. Na ogół lubię, gdy się mną bawi. Ale jak ja chcę się bawić, bywam niezwykle stanowczy. Jasne?

              - Jak słońce – odpowiedział brunet. – Więc… Masz może ochotę się mną pobawić?

              Zmierzył Zayna od stóp do głów, w pamięci wciąż mając jego idealne ciało, które czuł pod palcami. Nie przeszedłby obojętnie koło możliwości ponownego dotknięcia go.

              - Tobą zawsze i wszędzie – stwierdził w końcu. – Masz jedynkę?

              - Nie, dwójkę. Ale mój współlokator wyjechał na weekend do domu – odpowiedział mulat. – Drugie piętro, pokój dwieście sześć.

              Louis uśmiechnął się i dopił swojego drinka do końca. Sięgnął po portfel, wyciągnął z niego dziesięć funtów i położył na ladzie.

              - Ja stawiam – stwierdził, zeskakując ze swojego krzesła, po czym nachylił się do bruneta i szepnął  mu na ucho – Będę koło dwudziestej.

              Odwrócił się na pięcie i powoli skierował do wyjścia.

              - Do zobaczenia, Zayn – zawołał, machając ręką nad głową. Nacisnął klamkę i wyszedł na chodnik. Uśmiechnął się do siebie pod nosem, wcisnął ręce w kieszenie dżinsów i powoli skierował się do akademika.

¦ SBT ¦

              Harry odłożył ostatni talerz na suszarkę, zakręcił kurek z wodą i strzepnął ręce. Wytarł je w ręcznik i spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta i był świadom, że za chwilę będzie świadkiem małego buntu ze strony swojego młodszego braciszka.

              Wszedł do salonu, gdzie maluch oglądał bajki, ściskając w ręku swoją ulubioną maskotkę – pluszowego królika. Splótł ręce na piersi i uśmiechnął się pod nosem, widząc na pucołowatej twarzyczce radosny uśmiech. Westchnął, zdając sobie sprawę, jak ważne dla niego jest dobro własnego brata. Wyrzekł się już wielu rzeczy, by tylko Brian nie odczuł jakoś tego, co ich dopadło. Chciał by miał wszystko, tak jak i on miał.

              - No królewiczu – odezwał się, klaszcząc w dłonie, a para brązowych ślepiąt, które odziedziczył po mamie, spojrzała na niego. – Idziemy spać.

              Chłopiec pokręcił przecząco głową, tak gwałtownie i tak ostentacyjnie, że jego czekoladowe loczki zafalowały.

              - Idziemy spać – powtórzył, podchodząc do kanapy. – Ale już. Koniec oglądania bajek.

              - Nie – zawołał Brian, przytulając do siebie pluszaka i odwracając się do Harry’ego plecami. Uniósł wysoko brew, podniósł obie ręce i podciągnął rękawy bluzki. Nachylił się i zaczął łaskotać chłopca, który zaniósł się śmiechem. Opadł na kanapę, wierzgając nogami, a loki rozsypały się po szarym materiale.

              - Idziemy spać – powtórzył i wziął braciszka na ręce. Zmarszczył zabawnie nos, gdy szli do jego pokoju, przez co maluch zaśmiał się pod nosem.

              Weszli do ciemnego pomieszczenia i Harry na pamięć, wręcz skierował się do łóżka. Odnalazł na szafce przy nim przełącznik do lampki i włączył ją. Mały abażur przyozdobiony był w samochody z ulubionej bajki Briana – Auta.

              Lokaty ułożył braciszka na łóżku i przykrył go dokładnie kołdrą. Usiadł na brzegu łóżka i odgarnął z jego czółka równie gęste loki, co jego.

              - Piosenka na dobranoc? – zapytał chłopiec, przekręcając się na prawy bok, wtulając w królika i lekko podkulając nogi. Uśmiechnął się do niego i lekko przytaknął głową. Odchrząknął, przyłożył dłoń do krtani.

              - When I close my eyes I can see your face and…* - zaśpiewał pierwszą linijkę, cofnął dłoń i śpiewał dalej, przyglądając się Brianowi. Chłopiec słuchał go uważnie z uśmiechem na ustach. Gdy skończył, poprosił go jeszcze raz. Zaczął więc od początku. Przy drugiej zwrotce, powieki malucha zaczęły opadać, aż sarnie oczęta zniknęły za nimi. Powtórzył piosenkę jeszcze raz, dla pewności, po czym zgasił światło i na palcach wycofał się z pokoju, zostawiając uchylone drzwi.

              Udał się do siebie, wziął z szafki nocnej Historię Starożytności i wrócił do salonu. Odłożył książkę na stolik, zgasił telewizor i posprzątał zabawki, które rozrzucił Brian po całym pokoju. Schował je do kufra, który stał w rogu, zrobił sobie herbaty i rozsiadł się wygodnie na kanapie.

              Otworzył książkę tam, gdzie skończył ją wczoraj wieczorem, chwycił w rękę ołówek, który robił za zakładkę i ponownie zgłębił się w historię starożytnej Grecji, zakreślając co ważniejsze, w jego mniemaniu informacje.

              Czytał właśnie rozdział poświęcony Sparcie, zagłębiał się w sposób wychowywania tam młodzieży, kiedy poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Przestraszył się i gwałtownie odwrócił, tak, że książka spadła na podłogę z cichym szelestem. Odetchnął, gdy jego zielone oczy spoczęły na matce.

              - Ale mnie przestraszyłaś – stwierdził, schylając się po książkę oraz ołówek. Włożył go między kartki, zamknął podręcznik i spojrzał na zegarek, który wskazywał prawie dwudziestą trzecią.

              - Tu już ta godzina? – zdziwił się sam sobie i zamrugał oczyma. Westchnął i spojrzał na rodzicielkę, która przysiadła koło niego.

              - Brian śpi? – spytała, a on w odpowiedzi tylko przytaknął. – Znów chciał żebyś mu śpiewał?

              - Tak. On naprawdę to lubi – odparł zdecydowanie zaskoczony Harry. – Jednak nie jestem do końca pewien, czy jestem aż tak dobrym śpiewakiem.

              Zaśmiał się pod nosem, a kobieta pogładziła go po udzie, więc znów na nią spojrzał.

              - Śpiewasz naprawdę ładnie – stwierdziła. – Masz bardzo piękny głos.

              - Powiedzmy, że ci wierzę – powiedział z nutą ironii w głosie. Anne pokręciła tylko głową, wzdychając cicho. Pogłaskała go po włosach i posłała ciepły uśmiech.

 ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl