Śmierć króla Artura, Literatua Średniowiecze

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

Śmierć króla Artura

 

[Koniec bitwy pod Salisbury]

 

„Prawdziwie, rzecze król, cóż za nieszczęście! Niech Bóg ma nas w swej opiece, w przeciwnym razie wszyscyśmy wydani na śmierć i zatracenie.” I żałuje król swego siostrzana Gawejna, i tak mówi: „Ha! Piękny siostrzanie, teraz zaiste zabraknie mi ciebie i Lancelota; dałby Bóg, byście obaj stali przy mym boku. Z pewnością odnieślibyśmy zwycięstwo w tej bitwie, z pomocą Bożą i waszego męstwa, które wszak tak dobrze znane mi było. Lecz boję się, piękny, miły siostrzanie, iż przyjdzie mi się uznać za głupca, żem ci nie uwierzył, kiedy mówiłeś mi, bym wezwał Lancelota, by przybył wesprzeć mnie i wspomóc w walce z Mordretem: wiem bowiem dobrze, że przybyłby ze szczerym sercem i ochotą.” (…)

 

… Król Artur, rozpoznawszy Mordreta, skierował się ku niemu, Mordret zasię ku królowi, i obaj natarli na siebie z równą siłą i odwagą. Mordret pierwszy króla ugodził, tak, że tarczę mu przebił, lecz kolczuga była mocna i żaden pierścień na niej nie puścił; kopia tedy w drzazgi rozpadła się przy tym ciosie, a król nawet nie drgnął. Za czym król, który silny był, wytrwały i do walki kopią nawykły, uderzył go z taką siłą, że zrzucił go na ziemię wraz z koniem w jednej chwili, lecz większej krzywdy mu nie uczynił, Mordret bowiem dobrze bardzo był uzbrojony. (…) Król ujął szeroki i mocny miecz (…), Mordret zaś, widząc to jasno, że król pragnie jeno go zgładzić, rzucił się nań (…), lecz król ugodził go z całą mocą tak, że skruszył pierścienie kolczugi i w ciało wbił mu ostrze miecza; opowieść mówi, że gdy miecz wyciągnął, przez ranę przeniknął promień słońca tak jasny, że Żyrflet go dojrzał, a ludzie orzekli, iż był to znak gniewu Pańskiego. Kiedy Mordret obaczył, że jest śmiertelnie ranny (…), ugodził króla Artura w hełm z taką mocą, że nic nie zdołało przed ciosem się ostać; miecz w czaszkę się zatopił, kawał odkrawając. Król Artur (…) legł na ziemi, i Mordret podobnie: oto są obaj w takim stanie, że podnieść się żaden nie zdoła, i leżą tak jeden obok drugiego. I tak zabił ojciec syna, a syn ojca ranił śmiertelnie.

 

Król dotarł do brzegu morza, miecz swój odpasał i z pochwy go wyciągnął, czas długi mu się przyglądał, wreszcie rzekł: „Ha! Ekskaliburze, dobry, świetny mieczu, najlepszy na tym świecie (…), oto stracisz swego pana. Gdzie znajdziesz męża, który równie dobry użytek z ciebie uczyni jak ja, jeśli nie trafisz do rąk Lancelota? Ach! Lancelocie, najszlachetniejszy z mężów i najlepszy z rycerzy, dałby Chrystus, byś ty go dzierżył, i bym o tym wiedział! Zaiste, przyniosłoby to spokój mojej duszy!” Po czym król przywołał Żyrfleta i rzekł doń: „Idź na wzgórze, kędy znajdziesz jezioro i wrzuć miecz mój do niego, nie chcę bowiem, by pozostał w tym królestwie, by złym dziedzicom jego nie przypadł w udziale. (…)

[Żyrflet dwukrotnie próbuje oszukać króla, za trzecim razem wypełnia jego życzenie.]

Kiedy pojął Żyrflet, że trzeba mu to uczynić (…), ujął miecz, przyglądać począł mu się uważnie i lamentować, mówiąc: „Mieczu dobry i piękny, jakaż to wielka strata, iż żaden szlachetny mąż cię nie dostanie!” Potem rzucił go do jeziora tak daleko, jak jeno potrafił, a kiedy miecz zbliżył się do powierzchni wody, ujrzał rękę, która z toni się wynurzyła (…); ręka ta chwyciła miecz i trzy lub cztery razy koło nim zatoczyła (…), po czym skryła się w odmętach wraz z mieczem. Żyrflet (…) powrócił do króla i (…) opowiedział mu o tym, co ujrzał. „Mój Boże, rzekł król, słusznie mniemałem, że koniec mój się zbliża.” (…)

 

„W takim gniewie i w takiej rozpaczy Lancelot jechał noc całą, na traf się zdając, ni raz bowiem prostą drogą nie podążał. Rankiem tak się zdarzyło, że natrafił na górę pełną skał, gdzie pustelnia się znajdowała, z dala od ludzkich siedzib; w tę stronę wodze skierował,  pragnął bowiem zobaczyć to miejsce, by dowiedzieć się, kto tam mieszka. Pognał więc konia stromą ścieżką na górę, aż dotarł do ubogiego dość miejsca; była tam stara kaplica. Zsiadł z konia u wejścia, zdjął hełm, po czym wszedł do środka; przed ołtarzem ujrzał dwóch mężów odzianych w białe szaty i wyglądających na księży, którymi byli w istocie. Pozdrowił ich, (…) oni zaś oddali mu pozdrowienie, kiedy zaś przyjrzeli mu się dokładniej, podbiegli doń z wyciągniętymi ramionami i uściskali go z wielką radością. (…) Lancelot przypatrzył im się i rozpoznał w jednym z nich arcybiskupa Canterbury (…), drugim zaś był Bliobleheris, kuzyn Lancelota. Ucieszył się tedy wielce i zapytał ich: „Piękni panowie, kiedyście tu przybyli? Bardzo rad jestem, że was tu spotkałem.” A oni odrzekli mu, że przybyli tu owego bolesnego dnia, kiedy bitwa odbyła się na równinie Salisbury. „(…) Traf nas tu przywiódł; spotkaliśmy pustelnika, który nas przyjął do siebie; on potem umarł, a my pozostaliśmy po nim; tak resztę życia przepędzimy, jeśli Bóg zwoli, służąc Panu naszemu, Chrystusowi, i modlić się doń będziemy, by wybaczył nam nasze grzechy. A ty, panie, co uczynisz, któryś był do tej pory najlepszym rycerzem na świecie?” – „Powiem wam, odrzekł, co uczynię: byliście mi towarzyszami w świeckim życiu, teraz ja dotrzymam wam towarzystwa w tym miejscu i w tym życiu, i nigdy stąd nie odejdę, póki życia; a jeśli mnie nie przyjmiecie, pójdę gdzie indziej.” Kiedy oni to posłyszeli, wielce się rozradowali; dziękują więc Bogu z całego serca i wznoszą ręce ku niebu. I w ten sposób pozostał Lancelot wraz z nimi.

 

Piętnaście dni przed nastaniem maja Lancelot zaniemógł (…). Piątego dnia zakończył żywot; w chwili, gdy oddał ducha, nie było przy nim ani arcybiskupa, ani Bliobleherisa, którzy spali pod drzewem. A zdarzyło się tak, że Bliobleheris obudził się pierwszy i spojrzał na arcybiskupa, który obok niego spał, a we śnie miał widzenie jakowe, bo radował się wielce i wołał: „Ach, Boże, niech imię Twe będzie błogosławione! Oto widzę to, com chciał oglądać.” Bliobleheris (…) zląkł się, czy szatan w niego nie wstąpił; budzi go tedy łagodnie, kiedy zaś ów otwarł oczy i ujrzał swego towarzysza, zawołał doń: „Ach, bracie, czemu wyrwałeś mnie z tak wielkiej radości, której doświadczałem? (…) Oto byłem pośród tłumu aniołów (…), które niosły ku niebu duszę naszego brata Lancelota. Obaczmy tedy, czy nie skonał.” Poszli tam, kędy Lancelot leżał, i ujrzeli, że istotnie oddał ducha.

XXX

 

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl