[6-2]Łowcy kości 2 - Powrot, opowieści z malazańskiej księgi poległych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Erikson Steven
ŁOWCY KOŚCI
Powrót
Dramatis Personae
Malazańczycy:
Cesarzowa Laseen: władczyni Imperium Malazańskiego
Przyboczna Tavore: dowodząca jedną z malazańskich armii
Pięść Keneb: dowódca dywizji
Pieść Blistig: dowódca dywizji
Pieść Tene Baralta: dowódca dywizji
Pięść Temul: dowódca dywizji
Nul: wickański czarnoksiężnik
Nadir: wickańska czarownica
T’jantar: adiutantka Tavore
Lostara Yil: towarzyszka Perły
Perła: szpon
Nok: admirał Floty Imperialnej
Banaschar: były kapłan D’rek
Hellian: sierżant straży miejskiej w Kartoolu
Urb: strażnik miejski w Kartoolu
Bezdech: strażnik miejski w Kartoolu
Obrażalski: strażnik miejski w Kartoolu
Szybki Ben: wielki mag
Kalam Mekhar: skrytobójca
Pędrak: znajda
Wybrani żołnierze z Czternastej Armii
Kapitan Milutek: Pułk Ashocki
Porucznik Pryszcz: Pułk Ashocki
Kapitan Faradan Sort
Sierżant Skrzypek/Struna
Kapral Tarcz
Mątwa
Flaszka
Koryk
Śmieszka
Sierżant Gesler
Kapral Chmura
Starszy sierżant Wyłam Ząb
Możliwe
Lutnia
Ebron
Sinn
Okruch
Sierżant Balsam
Kapral Trupismród
Rzezigardzioł
Masan Gilani
Inni
Barathol Mekhar: kowal
Kulat: wieśniak
Nulliss: wieśniaczka
Hayrith: wieśniaczka
Chaur: wieśniak
Noto Czyrak: cyrulik (uzdrowiciel) kompanii w Zastępie Jednorękiego
Hurlochel: zwiadowca w Zastępie Jednorękiego
Kapitan Słodkastruga: oficer w Zastępie Jednorękiego
Kapral Futhgar: podoficer w Zastępie Jednorękiego
Pięść Rythe Bude: oficer w Zastępie Jednorękiego
Ormulogun: artysta
Gumble: jego krytyk
Apsalar: skrytobójczym
Telorast: duch
Serwatka: duch
Samar Dev: czarownica z Ugaratu
Karsa Orlong: teblorski wojownik
Ganath: Jaghutka
Złośliwość: jednopochwycona, siostra Pani Zawiści
Corabb Bhilan Thenu’alas
Leoman od Cepów: ostatni dowódca buntowników
Kapitan Wróblik: strażniczka miejska z Y’Ghatanu
Karpolan Demesand: z Gildii Kupieckiej Trygalle
Torahaval Delat: kapłanka Poliel
Nożownik: dawniej Crokus z Darudżystanu
Heboric Widmoworęki: Boży Jeździec Treacha
Scillara: uciekinierka z Raraku
Felisin Młodsza: uciekinierka z Raraku
Szara Żaba: demon
Mappo Konus: Trell
Icarium: Jhag
Iskaral Krost: kapłan Cienia
Mogora: d’ivers
Taralack Veed: Gral, agent Bezimiennych
Dejim Nebrahl: d’ivers z czasów Pierwszego Imperium, t’rolbarahl
Trull Sengar: Tiste Edur
Onrack Strzaskany: niezwiązany T’lan Imass
Ibra Gholan: T’lan Imass
Monok Ochem: rzucający kości T’lan Imassów
Minala: głównodowodząca Kompanii Cienia
Tomad Sengar: Tiste Edur
Piórkowa Wiedźma: letheryjska niewolnica
Atri-preda Yan Tovis (Pomroka): oficer w letheryjskiej armii
Kapitan Varat Taun: oficer służący pod rozkazami Pomroki
Taxilanin: tłumacz
Ahlrada Ahn: szpieg Tiste Andii między Tiste Edur
Sathbaro Rangar: arapayski czarnoksiężnik
Któż może powiedzieć, gdzie leży granica między prawdą a armią pragnień, które wspólnie nadają kształt wspomnieniom? We wszystkich legendach kryją się głębokie fałdy, a ich widoczna postać prezentuje fałszywą jedność formy i zamiaru. Celowo zniekształcamy prawdę, przypisujemy głębokie sensy wymogom wyimaginowanej konieczności. Jest to zarówno skaza, jak i dar, ponieważ wyrzekając się prawdy, tworzymy, słusznie bądź nie, uniwersalne znaczenie. Szczegółowe ustępuje miejsca ogólnemu, detale przesłania górnolotna forma i w ten sposób opowieść czyni nas wspanialszymi niż w prozaicznej rzeczywistości. To właśnie ów motek słów łączy nas z ludzkim rodzajem...
Wstęp do Wśród skazanych
Heboric
Rozdział dwunasty
Mówił o tych, którzy padną, a w jego zimnych oczach widniała naga prawda: miał na myśli nas. Słowa o złamanych trzcinach, zrodzonych z rozpaczy przymierzach i rzezi prowadzonej w imię zbawienia. Mówił, że wojna się szerzy, i kazał nam umknąć do nieznanych krain, gdzie unikniemy zepsucia trawiącego życie...
Słowa Żelaznego Proroka Sui Etkara
Anibarowie (Wyplatacze Koszyków)
W jednej chwili w cieniach między drzewami nie było nic, a w następnej Samar Dev uniosła wzrok i gwałtownie wstrzymała oddech, widząc stojące tam postacie. Ze wszystkich stron, w miejscach gdzie słoneczna polana przechodziła w gęstwę czarnych świerków, paproci i bluszczu, otaczały ich dzikusy.
- Karso Orlong - wyszeptała kobieta. - Mamy gości...
Teblor uciął kolejny płat mięsa zabitego bhederin, a potem uniósł wzrok. Ręce miał czerwone od krwi. Po chwili chrząknął i wrócił do pracy.
Zbliżali się ostrożnie, wychodząc z mroku. Byli mali, żylaści, odziani w garbowane skóry, a ramiona mieli ozdobione nasadzonymi na nie paskami futra. Ich skóra miała kolor bagiennej wody, nagie piersi i barki pokrywała siatka rytualnych blizn. Twarze na podbródku i nad ustami pomalowali sobie szarą farbą bądź drzewnym popiołem, imitując brody, a ich ciemne oczy otaczały wydłużone kręgi jasnoniebieskiej i szarej barwy. Mieli włócznie, toporki wiszące u pasów z niewyprawionej skóry i mnóstwo noży. Nosili też ozdoby z kutej na zimno miedzi, które wyraźnie zostały ukształtowane na podobieństwo faz księżyca. Jeden z mężczyzn miał również naszyjnik zrobiony z ości jakiejś wielkiej ryby. Zwisał z niego dysk z czarnej miedzi i o złotych brzegach. Samar Dev doszła do wniosku, że zapewne ma on wyobrażać całkowite zaćmienie słońca. Ten mężczyzna, najwyraźniej wódz grupy, wystąpił naprzód. Postawił trzy kroki, spoglądając na ignorującego go Karsę Orlonga, wyszedł w światło słońca i ukląkł.
Samar zauważyła, że dzikus trzyma coś w rękach.
- Karsa, lepiej uważaj. To, co teraz zrobisz, rozstrzygnie, czy przejdziemy przez tę okolicę spokojnie, czy będziemy się musieli uchylać przed rzucanymi z ukrycia włóczniami.
Karsa przełożył dłonie na rękojeści wielkiego myśliwskiego noża i wbił go głęboko w ciało zabitego zwierzęcia. Potem wstał i spojrzał na klęczącego dzikusa.
- Wstawaj - zażądał.
Mężczyzna wzdrygnął się i pochylił głowę.
- Karsa, on chce ci wręczyć dar.
- To niech to zrobi na stojąco. Jego lud musi się ukrywać w głuszy, bo za dużo klękał. Powiedz mu, że musi wstać.
Używali języka handlowego i coś w twarzy klęczącego wojownika mówiło Samar, że dzikus zrozumiał ich rozmowę... a także żądanie, bo wstał powoli.
- Mężczyzno z Wielkich Drzew - zaczął. Jego głos brzmiał dla Samar ochryple i gardłowo. - Sprawco Zniszczenia, Anibarowie ofiarują ci ten dar i proszą, byś ty również dał nam coś w zamian.
- W takim razie to nie jest dar - przerwał mu Karsa. - Chodzi wam o handel wymienny.
W oczach wojownika pojawił się błysk strachu. Inni członkowie jego plemienia - Anibarowie - nadal czekali wśród drzew, milczący i nieruchomi, Samar czuła jednak, że ogarnia ich trwoga. Wódz spróbował po raz drugi - Tak, to język handlu, Sprawco. Trucizna, którą musimy przełknąć. On nie spełnia naszych pragnień.
Karsa skrzywił się, spoglądając na Samar Dev.
- Za dużo słów, które prowadzą donikąd, czarownico. Wytłumacz mi to.
- To plemię przestrzega starożytnej tradycji, która zaginęła wśród mieszkańców Siedmiu Miast - wyjaśniła. - Tradycji wręczania darów. Taki dar stanowi miarę wielu rzeczy, a sposoby określania jego wartości są subtelne i często trudne do zdefiniowania. Ci Anibarowie z konieczności poznali naturę handlu, ale nie definiują wartości w taki sam sposób jak my i dlatego z reguły tracą na wszelkich transakcjach. Podejrzewam, że nie wychodzą zbyt dobrze na kontaktach ze sprytnymi, pozbawionymi skrupułów kupcami z cywilizowanych krain. Jest w tym...
- Wystarczy tego - przerwał jej Karsa. - Pokaż mi ten dar - zażądał, wskazując na wodza, który kulił się, coraz bardziej przerażony. - Ale najpierw powiedz mi, jak się nazywasz.
- W trującym języku zwę się Wyszukiwacz Łodzi. - Obiema dłońmi uniósł wyżej przedmiot. - To znak odwagi wielkiego ojca bhederin.
Samar Dev uniosła brwi, spoglądając na Karsę.
- To będzie kość prąciowa byka, Teblorze.
- Wiem o tym - warknął Karsa. - Czego pragniesz w zamian, Wyszukiwaczu Łodzi?
- Do naszego lasu przybywają ożywieńcy, którzy napadają na klany Anibarów mieszkające na północ stąd. Zabijają każdego, kto stanie im na drodze, bez żadnego powodu. Ich zaś nie można zabić, ponieważ władają powietrzem i w ten sposób odchylają lot wymierzonych w nich włóczni. Tak słyszeliśmy. Straciliśmy wiele imion.
- Imion? - powtórzyła Samar.
Przeniósł spojrzenie na nią i skinął głową.
- Krewnych. Osiemset czterdzieści siedem imion z północnych klanów, połączonych więzią z moim. - Wskazał na stojących za nim milczących wojowników. - Wśród tych, którzy tu czekają, jest tyle samo imion do stracenia. Znamy żałobę po naszych zmarłych, ale bardziej żal nam dzieci. Imion nie możemy już odzyskać. Odchodzą i nigdy nie wracają. Dlatego się umniejszamy.
- Chcecie, żebym zabił ożywieńców w zamian za ten dar? - zapytał Karsa, wskazując na kość.
- Tak.
- A ilu ich jest?
- Przypływają wielkimi statkami o szarych skrzydłach i ruszają do lasu na łowy. Każda grupa składa się z dwunastu myśliwych. Kieruje nimi gniew, ale nic, co robimy, nie łagodzi tego gniewu. Nie wiemy, czym ich tak obraziliśmy.
Pewnie daliście im cholerną kość prąciową byka. Samar Dev zachowała jednak tę myśl dla siebie.
- Ile już było tych polowań?
- Do tej pory dwadzieścia, ale ich łodzie nie odpływają.
Cała twarz Karsy pociemniała. Samar Dev nigdy jeszcze nie widziała u niego podobnego gniewu. Przestraszyła się, że Teblor rozerwie tego małego, przerażonego człowieczka na strzępy.
- Zapomnijcie wszyscy o wstydzie! - powiedział jednak. - Zapomnijcie! Zabójcy nie potrzebują powodu, żeby zabijać. Dlatego są zabójcami. Sam fakt waszego istnienia jest dla nich wystarczającą obrazą. - Podszedł do Wyszukiwacza Łodzi i wyrwał kość z jego rąk. - Odbiorę życie im wszystkim, zatopię ich przeklęte statki. Przy...
- Karsa! - przerwała mu Samar.
Odwrócił się do niej z błyskiem w oczach.
- Zanim przysięgniesz zrobić coś tak... ekstremalnego, mógłbyś rozważyć bardziej osiągalne rozwiązanie.
Widziała, że narasta w nim wściekłość.
- Na przykład - dodała pośpiesznie - mógłbyś się zadowolić przegnaniem ich z powrotem na statki. Sprawieniem, że las stanie się dla nich... niegościnny.
Po długiej, pełnej napięcia chwili Teblor westchnął.
- Tak. To wystarczy. Choć kusi mnie, by popłynąć za nimi.
Wyszukiwacz Łodzi gapił się na Karsę, otwierając szeroko oczy ze zdumienia i zarazem strachu.
Przez chwilę Samar sądziła, że była to nietypowa dla ogromnego wojownika próba żartu. Ale nie, Teblor mówił poważnie. Ku swej trwodze uświadomiła sobie, że wierzy mu i nie znajduje w jego słowach nic zabawnego ani absurdalnego.
- Ale możesz chyba zaczekać z tą decyzją?
- Mogę. - Znowu łypnął na Wyszukiwacza Łodzi. - Opisz mi tych ożywieńców.
- Są wysocy, ale nie aż tak, jak ty. Ich skóra ma barwę śmierci, a oczy są zimne jak lód. Mają żelazną broń i są wśród nich szamani, których oddech niesie chorobę. Wypuszczają z siebie chmury trujących oparów. Wszyscy, którzy ich dotykają, umierają w straszliwych cierpieniach.
- Chyba używają słowa „ożywieniec” na określenie każdego, kto nie pochodzi z ich świata - powiedziała do Karsy Samar Dev. - Wrogowie, o których mówią, przypływają tu statkami. Nie wydaje się prawdopodobne, żeby rzeczywiście byli martwiakami. Oddech szamanów to pewnie czary.
- Wyszukiwaczu Łodzi - rzekł Karsa. - Kiedy już skończę ćwiartować bhederin, zaprowadzisz mnie do tych ożywieńców.
Twarz mężczyzny pobladła nagle.
- To bardzo wiele dni drogi, Sprawco. Chciałem wysłać do północnych klanów wiadomość o twoim przybyciu...
- Nie. Pójdziesz z nami.
- Ale... ale dlaczego?
Karsa podszedł bliżej, złapał jedną ręką Wyszukiwacza Łodzi za kark i przyciągnął go do siebie.
- Będziesz świadkiem i dzięki temu staniesz się kimś więcej, niż jesteś teraz. Będziesz przygotowany na to, co czeka ciebie i ten twój nieszczęsny lud. - Puścił dzikusa, a ten wciągnął gwałtownie powietrze i zatoczył się do tyłu. - Moi rodacy wierzyli kiedyś, że mogą się ukryć - ciągnął Teblor, obnażając zęby. - Mylili się. Zrozumiałem to i ty również to teraz zrozumiesz. Wydaje ci się, że ożywieńcy są jedynym niebezpieczeństwem? Ty głupcze, to zaledwie początek.
Teblor wrócił do ćwiartowania zwierzyny.
Wyszukiwacz Łodzi gapił się na niego przez chwilę z błyskiem przerażenia w oczach. Potem odwrócił się i wysyczał coś w swym języku. Sześciu wojowników ruszyło w stronę Karsy, wyciągając noże.
- Karso - ostrzegła go Samar.
Wyszukiwacz Łodzi uniósł ręce.
- Nie! Nie chcemy cię skrzywdzić, Sprawco. Oni mają ci pomóc w ćwiartowaniu, żebyś nie musiał tracić czasu.
- Skóry trzeba wyprawić - zażądał Karsa.
- Zgoda.
- I niech gońcy dostarczą mi je razem z wędzonym mięsem.
- Zgoda.
- W takim razie możemy ruszać w drogę natychmiast. Wyszukiwacz Łodzi skinął głową, jakby nie był w stanie wydobyć z siebie głosu....
[ Pobierz całość w formacie PDF ]