Święty Snape, Fanficki HP, HG SS

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tytuł: „Święty Snape”
tłumaczenie: Virie
autor: KeketAmunet
tytuł oryginalny: „Santa Snape”
link:
http://www.snapegranger.zh.pl/forum/viewtopic.php?t=187
Hermiona Granger przejechała dłonią po książkach o okultyzmie w tutejszej księgarni. Tę
mam. Tę też. Ta za nudna. Za mało informacji. Znów o Salem? Pomyślałby kto, że to jedyne
miejsce, gdzie wiedźmy zostały niesłusznie spalone! Nic. W tej księgarni nic nie ma! Może w
dziale historii...
Dziewczyna o bujnych włosach przeszła do następnego działu sklepu. Prawdopodobnie tam
znalazłaby coś lekkiego to poczytania, ale raczej nie tym razem. Zanim mogła cokolwiek
wybrać, znalazł ją ojciec i odciągnął na bok.
„Chodźmy się zabawić. Dwa tygodnie bez ciągłej nauki nie zaszkodzą twoim stopniom.”
zbeształ ją ojciec.
„Ale egzaminy już coraz bliżej. Naprawdę nie możesz oczekiwać, że w ogóle nie będę się
uczyć.”
„W tej księgarni nie mają nic, co mogłoby ci się przydać.”
„Tato!” denerwowała się Hermiona gdy ojciec próbował wywlec ją ze sklepu.
„Twoja matka czeka na nas w kolejce”
Hermiona poszła, choć zirytowana. Rodzice po prostu nie rozumieli jej potrzeby czytania.
Obsesji. Pragnienia. Potrzeby nie mniej ważnej od powietrza, wody, czy jedzenia. W razie
konieczności zrobiłaby wszystko. Wiedziała, że czyta nałogowo. Etykietę szamponu, puszkę
sprayu do włosów, składniki cukierków... Właśnie dlatego nie miała problemów z
zapamiętywaniem składników do prostych eliksirów na zajęciach w szkole. Bo czym była
krew smoka do metoxydibenzometanu butylu w zwyczajnym perfumie?
Dr Granger szedł z córką przez zatłoczone centrum handlowe w kierunku długiej kolejki.
Tam, machając ręką by zwrócić na siebie uwagę, stała starsza wersja Hermiony. Uśmiechnęła
się do córki gdy do niej dołączyli.
„Co tak długo?”
„Znów zaginęła w księgarni, skarbie.”
Matka posłała Hermionie porozumiewawczy uśmiech i drażniła się dalej z ojcem. „I znów
popsuliśmy jej zabawę. Doprawdy powinniśmy bardziej uważać. Znalazłaś coś?”
„Nie. Bynajmniej nic wartego kupienia. Myślałam o znalezieniu jakiejś książki o mugolskich
dyscyplinach sportu dla Rona, ale on ma w głowie tylko o Quidditch. Rugby wydawałoby mu
się nudne.”
Jej ojciec prychnął.
Hermiona spojrzała na innych ludzi. Mnóstwo rodziców. Przesunęła się do przodu szurając
nogami, gdy kolejka się ruszyła. Mnóstwo małych dzieci. Centra handlowe w święta zawsze
tak wyglądają. Rodzice, dzieci śpieszące się by dostać prezenty. Stojące w kolejce po zdjęcie
z świętym Mikołajem, przyglądające się cukierniom... Po co w ogóle te dzieci z rodzicami
stoją tu w kolejce? I co oni tu robią? Jej matka nie trzymała niczego do kupienia. Hermiona
rozejrzała się po kolejce aż zauważyła sam początek.
„Mowy nie ma!”
„Oj, daj spokój, będzie uroczo.”
„Mamo, ja mam piętnaście lat. Będzie głupio.”
„Och, spójrz na te elfy przebrane w zielone kostiumiki. To takie słodkie. Są tu też inne dzieci
w twoim wieku, sama popatrz.”
„Hermiono, dogodź matce. Nie zawsze jesteś z nami w domu na święta.”
Hermiona zmarszczyła brwi. Mieli rację i czuła się winna z tego powodu. Ale denerwowało
ją, że potrafili to tak wykorzystać. Dobrze, dogodzi im. Przynajmniej kolejka posuwała się
dość szybko. Spojrzała w przód i zobaczyła jak mała, na oko pięcioletnia dziewczynka,
zeskakuje z kolan świętego Mikołaja i biegnie do swojej mamy. Mężczyzna z białą brodą
miał prawdopodobnie najbardziej złośliwe oczy jakie w życiu widziała u świętego Mikołaja, i
do tego, o ile się nie myliła, były przekrwione. Co za radość, skacowany Mikołaj. Hermiona
potrząsnęła głową.
Święty Mikołaj patrzył jak kolejny bachor wrócił w podskokach do matki i podniósł wzrok na
następnego. Tym razem mały chłopiec i również chciał zabawkę power action super slammer
(ale teraz daj tatusiowi bateryjki!).
Później przyszła dziewczynka z warkoczykami w różowej sukience z plamą z przodu
sukienki przypominającą czekoladę. Chciała lalkę która płacze, siusia, mówi i śpi. Do diabła,
niech poczeka kilka lat to dostanie prawdziwą ze swoją własna czekoladową plamą!
Święty Mikołaj kłaniał się, patrzył na aparat i kazał dziewczynce się uśmiechnąć. Ten sam
Święty Mikołaj marzył o otruciu tego małego bachora, najlepiej przy pomocy jednego z
nieudanych eliksirów Nevilla Longbottoma. Ten Mikołaj był bardzo zgorzkniałym Seveusem
Snapem.
Wdzięczność mugoli, cholera. Ministerstwo wymyśliło lepsze męczarnie niż Azkaban! A
Dumbledore uznał, że to zabawne. Snape widział iskierki w oczach starca. I wiedział, co to
oznacza. Sadystyczny łajdak! Najchętniej to wepchnąłbym mu tego cytrynowego dropsa...
„Uśmiech!”
Snape spojrzał w aparat ze swoją najnowszą dziewczynką. Chciała tę samą przeklętą lalkę i
następną dla swojego niewidzialnego przyjaciela, Pana Piega. Po co przyjacielowi-
mężczyźnie lalka, która się moczy? Bez względu na to czy jest widzialny czy nie...
Tak musi wyglądać piekło. Przynajmniej to już prawie koniec i chyba gorzej być nie może.
Snape rzucił okiem na kolejkę i zastygnął w bezruchu n moment zanim zwrócił wzrok ku
niebu. O, Boże, tylko dlatego, że coś sobie pomyślałem, nie znaczy, że musi się sprawdzić!
Spojrzał jeszcze raz w tym samym kierunku. Tak, stała tam, bez wątpienia ze swoimi
rodzicami mugolami. Przez jedna krótką chwilę czuł narastającą wewnątrz panikę, brał pod
uwagę nawet ucieczkę, ale zrezygnował. Dwie minuty skrajnego upokorzenia przed nim,
oczywiście poza samym upokorzeniem z powodu bycia tutaj, będzie lepsze niż tłumaczenie
Ministerstwu (i reporterom, którzy bez wątpienia napiszą w Proroku Codziennym
„Podejrzany Śmierciożerca ucieka w przebraniu Świętego Mikołaja”) dlaczego nagle zaczął
uciekać. Uśmiechnął się znacząco pod brodą. Przynajmniej panna Granger wygląda na tak
samo szczęśliwą jak ja. Naturalnie, ona tez wcale nie ma ochoty tu być.
Następna w kolejce była Hermiona. Jej rodzice szczerzyli zęby jak idioci, więc uznała, że ta
sytuacja wystarczy jako dobry uczynek na cały rok. Ostatni dzieciak zszedł z kolan Świętego
Mikołaja i podeszła potrząsając głową. Mikołaj poprawił ją nieco, ona w tym czasie miała
nadzieję na ominięcie części pod tytułem „a co chciałabyś na gwiazdkę”. Ale zamiast
usłyszeć radosne „Wesołych Świąt”, na dźwięk jego głosu obróciła nagle głowę by spojrzeć
dokładniej, na czyich kolanach siedzi.
„Jeśli komukolwiek o tym powiesz, będziesz zostawać u mnie po lekcjach do końca roku,
panno Granger.”
Hermiona wybałuszyła oczy gdy zobaczyła, że ten głos był w rzeczy samej jej mistrzem
eliksirów. „Snape?”
„W tej chwili to Święty Snape.”
Hermiona powstrzymała dziką chęć chichotania, która mogłaby przypadkiem spowodować jej
nagłe otrucie i odpowiedziała „O, w takim razie wierzę, że ten Święty Mikołaj zna imiona
wszystkich dzieci”
„Panno Granger”. Warknął, zaciskając palce na biodrach dziewczyny.
„Naprawdę myśli pan, że chciałabym aby ktokolwiek wiedział, że zrobiłam sobie zdjęcie z
Świętym Mikołajem?”
Przytaknął wolno. Spojrzeli w stronę aparatu i uśmiechnęli się, choć oboje wyglądali, jakby
byli chorzy.
Gdy oślepiający flesz zgasnął, Hermiona obróciła się spowrotem do Snape’a i spytała szeptem
„Wszystko w porządku? Potrzebuje pan czegokolwiek?”
Wybałuszył oczy.
Nie doczekując się odpowiedzi, Hermiona próbowała wstać, ale jego ręce zacisnęły się,
trzymając ja w miejscu. Ku przerażeniu dziewczyny, jej matka krzyknęła.
„Nie podoba mi się to zdjęcie. Hermiono, daj Mikołajowi buziaka! Będzie urocze zdjęcie.”
Hermiona rozdziawiła usta ze zdziwienia i zarumieniła się aż po końcówki uszu. „Mamo!”
„Oj, dalej, on nie ma nic przeciwko, prawda Święty Mikołaju?”
Snape mruknął coś, za co z pewnością ukarał by ucznia, jeśli by usłyszał, ale w końcu
stwierdził zrezygnowany. „Proszę bardzo”
Czując się jakby właśnie narażała się na całą serię obelg od tego człowieka, Hermiona
pochyliła się do przodu i tylko w imię miłości do swoich rodziców, pocałowała Profesora
Severusa Snape’a, przebranego za Świętego Mikołaja, lekko w policzek. Błysnęło światło.
„Wesołych Świąt?” odważyła się Hermiona.
Snape decydując, że właściwie może nadal ciągnąć swoją kwestię odpowiedział. „A co
chciałabyś na Gwiazdkę mała dziewczynko?”
„Książki, cóżby innego?” Zaśmiała się Hermiona.
„Oczywiście”
„A pan co by chciał?”
„Absolutną ciszę odnośnie tego”
„Oczywiście”.
W wigilię Bożego Narodzenia był jeden prezent, którego rodzice Hermiony nie potrafili
wytłumaczyć. Był zaadresowany do niej i podpisany „Święty Mikołaj”. W środku była
książka prawdziwego czarodzieja, Krisa Kringle’a i jego zastosowanie eliksirów. Hermiona
postanowiła zapisać tę przygodę w swoim pamiętniku pod tytułem „Kiedy pocałowałam
nauczyciela”.
*****KONIEC*****
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • katek.htw.pl